No i pupa :( nie chudnę. Czyżbym osiągnęła już szczyt swoich możliwości? Może moje ciałko nie chce ważyć mniej? Wszystko robiłam zgodnie z wytycznymi, a nawet jadłam mniej, wyrzucając podwieczorek i/albo kolację. Od trzech tygodni tak się kręcę w okolicy 55 kg i nie jestem w stanie osiągnąć mniej. O.K. była @. O.K. biegi głównie w domu ale żeby tak ani deko mniej?
Jakieś pomysły co dalej? Jakieś słowa otuchy? Osiągniecie celu przesunęło mi się już o dwa tygodnie ale jak tak alej pójdzie to przesunie się o święte nigdy...
Mediolanu część dalsza. Kurczę, ale to ładne miasto...
MARCELAAAA
20 października 2012, 17:24A na pocieszenie mam tak samo -doszłam do wniosku że moje ciało nie zniesie już większej utraty wagi i tak się bujam już kilka tygodni praktycznie z tym samym :)Ale już mnie to nawet nie złości za jakiś czas zacznę odchudzanie od zera ,może w tedy się coś ruszy :)
AnnetteS
18 października 2012, 23:38Nic nie wyrzucaj z jadlospisu, i rob swoje. Ja mam naprawde duza wiare w ta diete :) Ale zauwazylam jak zaczynam za duzo modyfikowac, jakosciowo, ilosciowo to zaczyna sie dupa. Mnie tez teraz troche stanela, ale robie swoje dalej - w koncu malpa sie musi ruszyc!!!