Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło do odchudzania? Hmmm Lustro !!!!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 15269
Komentarzy: 224
Założony: 17 maja 2012
Ostatni wpis: 3 lutego 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Bragadino

kobieta, 47 lat, Warszawa

158 cm, 66.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

3 lutego 2020 , Komentarze (3)

Ręka do góry i proszę o radę jak to robi. U mnie na wszystkich frontach problemy. W domu jak zwykle dwoje dzieci i dom do ogarnięcia. Zajęcia takie i takie i jeszcze takie i zakupy i obiad i lekcje i... no co ja będę się rozpisywać - same wiecie. W pracy, jak to w księgowości na początku roku - ośmiornica z trzema głowami może dałaby radę ale ja zapierniczam jak dziki osioł a końca nie widać -  już się cieszysz, że na koniec stycznia się wyrobiłaś a tu już terminy lutowe gonią... Nowy dom też z problemami - naiwny człowiek wierzył i połowy rzeczy nie sprawdził a teraz odkręcanie czas i kasę, której nie ma kosztuje. Do tego zaczynamy się użerać z ekipą remontową - szefowa przyjedzie bo to, bo tamto, bo decyzja taka i taka... Po co mi ta "koza" była??? Efekt jest taki, że gotuję co szybciej, wpierniczam góry jedzenia jak jestem głodna albo nie jem w ogóle bo nie mam czasu, jakikolwiek harmonogram odchudzania czy plan treningowy nie mieści się w czasie. Potrzebuję pomocy!!!

9 stycznia 2020 , Skomentuj

W domu trzech chorych facetów: "Mamo! to" "Mamo! tamto" "Mamo...." i tak od wczoraj. Nogi mnie bolą od latania od jednego przez drugiego do trzeciego. No dobra - ten trzeci nawet tak bardzo nie jęczy ino nie pomaga. Trening mi już nie potrzebny a i na jedzenie czasu zbytnio nie ma. A w robocie sajgon. Chce mi się spać i nic więcej. Jak słowo daję - wyjdę, zamknę drzwi  i nie wrócę...  

... przez 10 minut:)

30 grudnia 2019 , Komentarze (2)

Miało być lepiej, miałam znaleźć czas na odchudzanie na relaks na cokolwiek poza dziećmi i pracą i co? I jajco - wielkie strusie jajco:( Nie mam nawet czasu, żeby na Vitalii napisać, że nie mam czasu...

Zupełnie nie rozumiem dlaczego Vitaliia przekręca mi te zdjęcia.

Wigilia była u nas. Za każdym razem powtarzam sobie, że to bez sensu trzy dni sprzątać i gotować aby goście nic nie zjedli i zaraz po przyjściu sobie poszli (mimo, że już od kilku lat spędzamy Wigilię nijako trójrodzinnie tzn. jeśli jest u nas zapraszamy rodziców szwagierki, żeby nie uciekali w połowie na drugą Wigilię a jak Wigilia jest u szwagrów to oni zapraszają moją mamę cobyśmy my nie uciekali:) ale za każdym razem się na to łapię, że to tylko takie drobiazgi... w tym roku szwagierka przyniosła sernik - pysznie kawowy, jej mama zrobiła kapustę z grochem, teściowa przepierożki a moja mama nieśmiertelną sałatkę jarzynową i śledzia. A my karpia i te drobiazgi które przerodziły się w filet dla potworków naszych i szwagra grzybową z łazankami, kulebiak z rybą, rybę po grecku, ukochaną sałatkę z tuńczykiem mojego starszego potworka, babeczki z pastą z łososia i pastą z makreli - ukochaną mojego młodszego potworka i piernik i tort makowy i jak tu się kurka odchudzać...

4 grudnia 2019 , Komentarze (1)

Na razie odchudzam się tylko gębą - nie nie, nie przestałam jeść tylko gadam, że muszę zacząć ale nijak nie wychodzi. Jem byle co i byle jak a jeśli chodzi o prawdziwy trening to już nie pamiętam kiedy był nie licząc ganiania za rowerkiem młodego. Zdaję sobie sprawę, że za chwilę czasu będzie jeszcze mniej i jak teraz nie uda mi się tej kuli rozpędzić to w momencie chaosu jaki zapanuje po odebraniu kluczy do naszej ruderki nie dam rady chociaż mam tajny plan, żeby młodego do przedszkola wysłać i zyskać trochę czasu. Ale jak tak na niego patrzę to mi na serduchu smutno. Społecznie da radę ale samodzielność u niego zerowa i mamusia w złych momentach potrzebna. I tak się miotam - posłać? nie posłać? posłać?...

hmmm.... czemu poziomo?

2 grudnia 2019 , Komentarze (6)

Chwilę mnie nie było, bo trochę się działo w związku z czym i z dietą i z ćwiczeniami poślizg...

Jak to się mówi nie miała baba kłopotu...

W zeszłym tygodniu podpisaliśmy akt notarialny i jest - dom, w którym każdy będzie miał swój kąt. Było nam to już potrzebne, bo rzeczy wyłaziły z każdego kąta, każdą szufladę trzeba było dopychać kolanem, pudła, pudełka, pudełeczka piętrzyły się wszędzie a przede wszystkim spanie w salonie ma wiele wad - ja chodzę spać wcześniej a mąż wraca i potrzebuje się zrelaksować patrząc w TV i o ile słuchawki załatwiają sprawę dźwięku o tyle nie da się oglądać bez obrazu a zmieniające się sceny budzą mnie lepiej niż syrena alarmowa. Z kolei rano mąż chce spać a my się musimy szykować do przedszkola/pracy a kuchnia w aneksie. W week-end potworki lądują na nas trzy sekundy po otwarciu oczu - jak są już pewne, że nie śpimy zaczynają się bawić pół metra od łóżka pilnując abyśmy przypadkiem nie zasnęli. Efekt jest taki, że żadne z nas nie wyspało się od trzech lat i napięcie narasta... dlatego decyzja zapadła - musimy coś zrobić bo zwariujemy. A że z kasą krucho, bo w związku z posiadaniem potworków żyjemy z niewiele ponad jednej pensji to padło na dom do remontu. 

W związku z powyższym czeka nas podwójny remont - domu i tego starego  czyli mieszkania, bo w tym stanie do jakiego doprowadziły je potworki nie nadaje się do wynajmu. Problem w tym, że ja się do tego nie nadaję - ja jestem umysł ścisły i szybciej ścianę postawię niż ją pięknie udekoruję. Zajęcia plastyczne (prace do przedszkola, stroje na bal) to domena męża. Ja wchodzę do sklepu i kupuję pierwsze z brzegu co mi się spodoba. Wykończenie obecnego mieszkania - jeszcze na etapie panieńskim wybrałam w dwa dni a majster, który ze mną wtedy oczy ze zdziwienie wytrzeszczał, że kobieta jest w stanie wszystko w jednym sklepie wybrać w tak krótkim czasie:) Wszystko co wtedy zostało zrobione pozostało w zasadzie w niezmienionym stanie - dochodziły kolejne meble w związku z powiększającą się rodziną i wzrostem potworków ale reszta nawet kolor ścian jest taka sama.

A teraz znowu....

A co do pożyczonego to oczywiście kasa, którą będę spłacać do końca świata i jeden dzień dłużej...

25 listopada 2019 , Komentarze (6)

Jak łatwo się domyśleć - nie udało mi się:(

To co udało mi się osiągnąć siedem lat temu powoli wraca - "odrobiłam" już połowę straconej wagi. Pora zacząć po raz trzeci.

Nie ma się co oszukiwać - będzie trudno.

Po pierwsze  - szczęście mi się podwoiło:

Jeden to aniołek, drugi wręcz przeciwnie.

Po drugie: Praca, praca, coraz więcej pracy.

Po trzecie: Postanowiliśmy się przeprowadzić -za tydzień powinniśmy stać się właścicielami nieruchomości do generalnego remontu.

I w tym wszystkim muszę znaleźć czas dla siebie. Zobaczymy.

Zacznę od porządnej diety, z czasem (krótkim mam nadzieję) wprowadzę ruch inny niż bieganie za dziećmi. I teoretycznie powinno się udać.

12 października 2015 , Komentarze (4)

Nie ma się co dalej oszukiwać - jest źle. Koszmar wrócił. Waga oscyluje wokół 60kg. A było już tak pięknie. Co to jest, że człowiek taki głupi jest. Ciężką pracą osiągnęłam tak wiele - w końcu z 70kg do 50kg zejść to jest jednak coś. I to z ciążą w międzyczasie. A teraz co? Bilans ciągle na minus ale ciuchy się już "w praniu skurczyły" i lustro odpycha, Znowu na siebie patrzeć nie mogę. Wprawdzie zima nie sprzyja ale te 6kg muszę zrzucić. Bo 50kg to było z kolei za mało - to tak się samo zrobiło:) Jak mi nie zależało to waga leciała w dół - paradoks taki. No to co? Do dzieła? Do dzieła! Do końca roku chcę ważyć 57 a do końca marca 54 - oto moje postanowienie. 

12 czerwca 2014 , Skomentuj

byliśmy w marcu na nartach...

Wielkanoc była...

11 czerwca 2014 , Skomentuj

Moja dawno nieodwiedzająca mnie wirtualnie vitaliowa koleżanka mająca ogromny wpływ na mój sukces w odchudzaniu uświadomiła mi, jak dawno nie dzieliłam się wieściami z frontu.

Miałam nadzieję, że z czasem będzie łatwiej. No, nie jest - ciągle brakuje mi kilku godzin na dobę, aby wszystko ogarnąć. Tzn ma to też dobre strony - nauczyłam się ustalać priorytety. Syn wygrywa - to chyba normalne, dalej praca (oby tylko zdążyć terminowo, to co można przekładam na bliżej nieokreślone później) dopiero potem niestety mąż (to ja głównie ponoszę odpowiedzialność za domowy budżet więc to mnie trochę w moich oczach usprawiedliwia - mąż raczej zbawia świat niż utrzymuje rodzinę), potem dom - już nie jest idealnie ale jeszcze da się w nim wytrzymać, a na szarym końcu ja - fryzjer co dwa miesiące (siwe odrosty takie, że lustro omijam wzrokiem) gimnastyka jak się uda - choć bywają tygodnie, że się nie uda ani razu. Całe szczęście, że nie tyję - chyba nie mam na to czasu:) . Czuję  się bardziej matką niż kobietą/żoną ale mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej. Oby synek stał się bardziej samodzielny. Na razie jest leniuszkiem i diabełkiem więc sam jeszcze nie siedzi, jedzenie czasem zje a czasem doskonale wie co to znaczy strajk głodowy (ale ja powoli uczę się, że jak nie zje to z głodu nie umrze:) to korzystne, bo wcześniej do siebie brałam to, że buzię zaciskał i nie było szansy go nakarmić - nerwy źle wpływały i na niego i na mnie. ale najgorzej jest ze snem - synek potrzeby snu nie odczuwa i każdą próbę ułożenia w łóżeczku odbiera jako pozbawianie szansy na poznawanie świata i protestuje wniebogłosy. 

Ale że słodziak jest to wiele mu uchodzi płazem. 

oho - ktoś domaga się mleka - reszta kiedy indziej...

29 stycznia 2014 , Skomentuj

Zaczęłam ćwiczenia. Nie udaje mi się zrealizować wszystkich treningów ale do trzech tygodniowo już dobijam. Skracam tylko przerwy między ćwiczeniami i na razie potrzebuję jakiejś godziny na jeden trening. Pewnie w miarę upływu czasu będą się one wydłużały ale zacznę się o to martwić potem.
Nie odchudzam się już ale ciągle chudnę i bliscy mówią, że jestem już za chuda. No dawno nie słyszałam takich słów :)
Mój mały mężczyzna ma już cztery i pół miesiąca
Spokojnie - nie wirowałam:)))
Od tygodnia ubzdurał sobie, że jest duży. Śpi raz dziennie po dwie, dwie i pół godziny po siedmio- albo ośmiogodzinnej aktywności. Trochę na to jest za mały ale przecież go nie uśpię jak on nie chce. Wydziera się w łóżeczku a jak do niego zaglądam to się uśmiecha od ucha do ucha a kończyny latają jak skrzydła w małym wiatraczku - po licznych próbach już wiem, że nie ma sensu w takim stanie go odkładać. No to czekam na oznaki senności te kilka godzin i dopiero wtedy próbuję ale i tak zazwyczaj nie wychodzi od pierwszego razu. Zobaczymy czy mu się to utrzyma ale czasu dla mnie przez to mi nie przybyło :(
Dobrze, że tatko się angażuje, bo inaczej bym chyba zapomniała co to sen. A tak tato zajmuje się synkiem a ja do łóżka. Teraz też: Synek zasnął, zrobiłam trening i po wpisie również udaję się do łóżeczka. Dobranoc kochane - sukcesów w odchudzaniu!!!