więc mam chwilę dla siebie. Liczę na to, że da chwilę poćwiczyć jak już lekarz da zielone światło. Z dietą różnie - nie zawsze jest czas i siła na wszystko. Obiady raczej od Pani dietetyk ale zrobiło się nudno. Praktycznie co dzień makaron a to z tym a to z tamtym. Zamieniam posiłki ale najczęściej na liście zamian jest właśnie ten drugi makaron. Lubie kluchy ale nie tak dzień w dzień. śniadania teraz przygotowuje mi mąż więc nie narzekam i nie narzucam mu, że dzisiaj to ja akurat miałam jeść tosty z mozzarellą:). Drugie śniadanie najczęściej stosuję z listy bo wyjęcie z lodówki jabłka, banana czy serka zajmuje tyle samo czasu:) Podwieczorków zazwyczaj nie jadam - akurat wtedy synek jest bardzo zajmujący i nie zauważam jak przychodzi czas na kolację. I tu już porażka. Co by nie było w diecie przewidziane i tak jem zamiast tego jogurt z płatkami. Ciągle mi się wydaje, że za mało nabiału jem i zęby mi polecą. No to wielgachny jogurt do miski i jazda:)
Waga powoli jedzie do góry. Jeszce nie przekroczyła tej sprzed ciąży ale się niepokojąco zbliża. To przez herbatniki myślę. Chyba wcinam je na nerwy. Jak mi coś nie wychodzi z dzieckiem to sięgam do paczki i już się uspokajam i nabieram sił na dalszą walkę. Niedobrze. Potrafię zjeść i 15 na dzień. Niby lepsze niż czekolada ale kto wie czym to się skończy. Mam tylko nadzieję, że szybciej syna spać nauczę niż utyję ale pewności nie ma, patrząc jak ta mała pchełka zasypia. Zburzyło mi się wyobrażenie o tym, ile sypiają niemowlaki. Mój śpi łącznie dwie i pół godziny w ciągu dnia z czego półtorej na spacerze. A gdzie ten czas wolny dla mnie, kiedy dziecko śpi? No gdzie? Po 21,30 kiedy wreszcie padnie z wielkim płaczem. Ale ja też wtedy jestem padnięta. Nic to będzie lepiej. Na razie postanawiam ograniczyć herbatniki do 12 na dobę. Za tydzień spróbujemy zejść do 10:). Trzymajcie kciuki.