Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Indyk bez indyka


Moje kulinarne lenistwo przekroczyło wczoraj granice przyzwoitości. 

Może od początku. Ilość składników staram się zwykle redukować do niezbędnego minimum. Prawdopodobnie kiedyś ugotuję samą wodę z solą i pieprzem. Staram się też nie robić zapasów mięsa, ale kupować je na bieżąco. Połączenie tych dwóch okoliczności, mogło dać tylko jeden efekt:

Na dzisiejszy obiad jadłam zielone ścinki z paszą.

Miało być niestandardowo. Czyli indyk zamiast kurczaka. Do tego fasolka szparagowa i brązowy ryż. Byłoby pięknie, gdyby nie drobny szczegół. Zapomniałam kupić padliny. Naturalnie nie chciało mi się również pójść do sklepu. Zatem logiką godną inżyniera przekalkulowałam, że choć mięso to główny składnik tegóż, to fasolka przecież też zawiera sporo białka. A do ryżu dodam pół kostki rosołowej i w ten sposób wmówie kubkom smakowym, że zamiast tektury jedzą aromatyczne mięsko. Właściwie aromatyczny glutaminian sodu, ale nie bądźmy drobiazgowi :) Plan musiał się udać.
Niestety, zgubiło mnie zbytnie zaufanie w swoje nowo odkryte zdolności kulinarne. A konkretnie ich brak. W efekcie ryż ugotował się na coś pomiędzy drobnym żwirem a nie do końca przesianym piaskiem, a fasolka straciła jędrność i kolor.

Nie chcielibyście widzieć dzisiejszego obiadu.

Ja też go nie chciałam widzieć.

A musiałam go dodatkowo zjeść.

Niebiosa nade mną czuwały, i przynajmniej nie musiałam popisywać się swoim marnym wyczynem przed szerszym gremium. Zrewidowałam za to  swoją przyszłość w kulinarnym show biznesie:

Uścisk dłoni Makłowicza zdecydowanie wystarczy. Gordon nie musi już dzwonić.



Trochę zaczyna zastanawiać mnie fakt, na ile restrykcyjnie powinnam trzymać się menu. Dzisiejszej przygody obiadowej oczywiście już nie powtórzę, ale zwykle i tak gotuje mniejsze porcje niż zalecane. Codziennie w pracy mam za to dostęp do świeżych owoców, i czasami naprawdę żal nie skorzystać. Dzisiaj skubnęłam śliwkę i jabłko, bo obiadowa pasza nie należała ani do smacznych, ani pożywnych. Domyślam się też, że owoce typu banan czy winogrona raczej nie przejdą w ilości większej niż proponowane, ale smaczna polska śliwka czy dorodne jabłko to chyba grzech mniejszego kalibru?

Przegrałam obiadową bitwę, ale wojna trwa! Jutro mój lunch zachwyci całe biuro i pół stołówki! I portiera!
Już nie będę się musiała chować za lodówką i podgryzać ścinki jak chomik :D

  • MagiaMagia

    MagiaMagia

    6 września 2016, 22:15

    juz sie nie moge doczekac realcji z jutra!

    • cantarella036

      cantarella036

      7 września 2016, 18:53

      Haha, zapraszam, już jest :) PS. Miło wiedzieć, ze ktokolwiek czyta moje wypociny :)