Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
w sobotę było 62,8 kg


Tak to było piękne - stanąć na wadze i zobaczyć spaaaadek. Zmieściłam się w 2 pary dżinsów, których od wielu miesięcy w ogóle przez biodra nie mogłam przecisnąć. I co? I klapa. Cały weekend się objadałam. Tak jak 3 tygodnie byłam super zdyscyplinowana i praktycznie przestałam odczuwać zachcianki, ćwiczyłam praktycznie codziennie a potem zamiast cieszyć się z efektów to wszystko spartaczyłam. Czy ja jestem jakaś popaprana. Czy ja na prawdę nie chcę schudnąć? Jedyne co mnie pociesza to to,że ćwiczyłam, w sobotę 1h rowerka, w niedzielę 1,5 h hula hop, ale to nie zmienia faktu że niemal cały czas coś podjadałam. Przez 3 tygodnie uregulowałam swoje posiłki, nie odczuwałam głodu pomiędzy nimi a po tym obżartym weekendzie znów burczy mi w brzuchu między posiłkami. Dziś w pracy już godz po II śniadaniu musiałam coś zjeść bo aż mnie skręcało z głodu.

Przyznaje się bez bicia, że nie zważyłam się dziś jak co poniedziałek. Wpisałam wagę z soboty. A co (?!)zdyscyplinuję się przez ten tydzień to może waga nie podskoczy.