Po długich perturbacjach, spadkach i wzrostach wagi znów przyszło mi zmierzyć się z całym procesem od początku. Tym razem zaufałam specjalistom i uzbrojona w nowa dietę ruszyłam do boju o upragnioną sylwetkę.
Dzień pierwszy zapowiadał się dobrze, śniadanie było smaczne, posiłki do pracy miałam zrobione dzień wcześniej, wystarczyło nastawić budziki w telefonie aby jeść o ustalonych godzinach (co do minuty :)) i już. Gorzej zrobiło się później.... nie miałam siły aby wszystkiego zjeść, i choć zwykle jem regularnie to teraz miałam wrażenie, że ciągle jem... to była nawet zabawne ale albo byłam przed, po albo w trakcie jedzenia. właściwie cały dzień kręcił się wokół jedzenia. co zjem o której, kilka razy sprawdzałam jadłospis.może to dieta na przytycie?! po pracy robiłam kolację a potem jedzenie na jutro. Kiedy skończyłam kuchnia wyglądała jak po wojnie. Niby wszystko proste, w miarę szybkie ale przygotowanie 3-4 posiłków dla 2 osób ( Luby też na diecie) zajmuje jednak trochę czasu.
a jeśli chodzi o selera... do dziś go lubiłam, nawet jako główne danie, zwłaszcza usmażonego w klasycznej panierce, ale dziś... miałam zrobić z niego zapiekankę z białmy serem nie wdając się w szczegóły seler był bardzo, bardzo intensywny w smaku, niezwykle dominujący i choć popiłam dużą ilością wody jego gorycz mam w ustach od kilku godzin. Zjadłam na siłę ile mogłam, ale nigdy więcej, bleeeeeeeeee
Podsumowując: pierwsze koty za płoty :) Dzień 1 minął raczej zwycięsko. Bardzo bardzo chcę wytrwać, już nie tylko po to aby schudnąć ( to już wiele razy mi się udało, z jojo niestety), przede wszystkim chcę udowodnić sobie, że mogę być wytrwała i konsekwentna, bo na nadmiar tych cech ostatnio się nie uskarżam .
Carian
29 sierpnia 2014, 20:00o tak to bardzo dobrze! po pierwsze głupio nawalić, i możemy gotować na zmianę :)
123pistacja
27 sierpnia 2014, 23:17Dobrze, że razem ze swoim Lubym pewnie możecie się wspierać we wspólnym dążeniu do upragnionej figury :)