Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jest źle.


Pojawiła się sesja, wróciłam do domu, przerwałam ćwiczenia. Przytyłam. 3 kg. W miesiąc. Dlaczego chudnięcie trwa tyle czasu, a przytyć można ot tak? Ważę dziś ponad 66 kg. To już masakra. Dawałam sobie granicę 65. Taką, która jest jeszcze znośna. Ale gdy dziś zobaczyłam wagę - no załamałam się totalnie. Muszę coś ze sobą zrobić. Od poniedziałku zaczynam nowy semestr. Wracam do miasta. Muszę jednak wykupić ten karnet na siłownię/fitness. Sama sobie nie poradzę. Raz mi się udało - tylko raz. Było lato, można było praktycznie nie jeść, żyć na samych sałatkach. Kolejne próby to szereg porażek.
W postanowieniu noworocznym miałam schudnąć 7 kg. Zmieniam postanowienie - DO WAKACJI WAŻYĆ 57 kg. Bardziej obrazuje moje postanowienie. No. To 9 kg start.

Śniadanie nie było dietetyczne, ale było mało - pół ciemnej bułeczki z rybą.
Na obiad - ryba pieczona w sosie śmietanowo-koperkowym (bardziej ryba niż sos).
Na kolację - coś się wymyśli - może jakaś sałata?

Tylko błagam, nie mogę upaść. Muszę biec do celu bez potknięć. Inaczej to nie ma sensu...

Aaa i jeszcze te ćwiczenia. Dlaczego ja tak bardzo nie lubię się ruszać? Toleruję jedynie rower. Może jakbym miała z kim, grałabym w siatkę, ale nie mam ekipy, a sama ze sobą, to chyba średnio...

No dobra, najważniejsze to przestać się obżerać i jeść w nocy!

Błagam krzyczcie na mnie, bijcie - żebym tylko się utrzymała w postanowieniu!
  • aim25

    aim25

    22 lutego 2012, 13:25

    moim zdaniem jesz za rzadko. jedz 5 posiłków dziennie i małe porcje wtedy nie dopadnie Cie głód w nocy

  • WikusiaXXL

    WikusiaXXL

    22 lutego 2012, 12:17

    KRZYCZĘ i BIJĘ!!! a w nocy proszę uprzejmie spać :)