Piątek, ale jestem z lekka zdołowana.
Obniżka nastroju i te sprawy (PMS w pełni).
Wiem, że nie jestem sobą i muszę się podwójnie pilnować, żeby nie zrobić nic głupiego (a szafka ze słodyczami woła mnie po imieniu). Dziś jest jeden z tych dni, gdzie chciałabym się zamknąć w mojej ulubionej cukierni i jeść tiramisu kilogramami.
Nie jest sztuką mieć powera jak się ma najwyższą motywację.
Sztuką jest nie złamać się jak: za oknem pada, czujesz się jak góra tłuszczu (co gorsza, wyglądasz jak góra tłuszczu), generalnie jest źle i nikt Cię nie kocha.
Teraz to trochę pojechałam po całości, ale co tam - każdy może mieć gorszy dzień.
Do tego dziś jestem głodna.
Po 2h po posiłku już mnie ssie w żołądku i już wynajduję sobie zajęcia, żeby nie znaleźć się w sąsiedztwie jedzenia. Jakoś mi się udało. Gorzej teraz wieczorem. Cichy szum lodówki pulsuje mi w uszach. Do mojej kolacji zostało jeszcze jakieś pół godziny - i wytrzymam je.
Razem z kubkiem obrzydliwej czerwonej herbaty, do której się zmuszam ostatnio (1 kubek dziennie).
Mój monolog wewnętrzny mówił mi dzisiaj jak wracałam z pracy, żeby dać sobie spokój.
Że pewne rzeczy są poza zasięgiem - w tym szczuplutka sylwetka. I żeby nie kopać się z koniem. Że jest tyle czekoladek na tym świecie i nie mają nieskończonego terminu przydatności! Eeeeeehhhh..
Poczytam Wasze pamiętniki, może mi się poprawi...
[jutro oficjalne ważenie]
ChudszyModel
4 stycznia 2013, 20:39Sęk w tym, że nie sięgnęłam. Wykąpałam się za to wcześniej i zrobiłam peeling truflowy - dla poprawy sprawy. Nie bardzo poprawiło - jakiś zjazd humoru i formy mam.. I zwątpienie, że będzie widać efekt :( Ale dzięki za wsparcie :) :)
Ragienka
4 stycznia 2013, 19:15Też mnie dzisiaj dopadł słodyczowy głód. Jak następnym razem sięgniesz po słodkości to zapytaj samą siebie czy naprawdę masz ochotę na następny kawałek?