Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Rozdział III. Sport


Rozdział III

Sport

Zakochałam się. Zakochałam się w łażeniu po górach i jeździe na rowerze.

Zaczynałam od zwykłych spacerów. Przede wszystkim lubię chodzić po jakichś polnych czy leśnych drogach, uwielbiam naturę, odnajdywanie pięknych miejsc, gdzie widoki zapierają dech w piersiach. Ale oczywiście spaceruję też po mieście, żeby się po prostu ruszyć. Podczas spacerowania uwielbiam słuchać podcastów, czas mija mi bardzo szybko. Jak zaczynałam przygodę ze spacerowaniem pokonanie 1 km zajmowało mi 11-12 minut. Teraz spokojnie schodzę poniżej 10 min na kilometr. Ale tempo miewam różne w zależności od nastroju i chęci, czasem idę żółwim tempem, a czasem żwawo maszeruję. Dystanse pokonuję różne od kilku do kilkunastu km.

Góry. Zakochałam się w górskich wędrówkach, w odkrywaniu nowych miejsc. Przeważnie w góry jadę na cały dzień, tutaj dystanse są różne, dwadzieścia parę kilometrów to póki co moje maksimum. Uwielbiam ten stan jak wracam do domu i jestem mega zmęczona, czasami cała ubłocona i to jest takie pozytywne uczucie zmęczenia, że nawet nie potrafię tego opisać.

Rower. Zakochałam się w dalekich przejażdżkach. Kupiłam nowy rower, usiadłam i wiedziałam, że to będzie miłość. Pamiętam ten pierwszy raz na nim, usiadłam i zaczęłam jechać i przejechałam 20 km i miałam ogromną ochotę na więcej. Później stopniowo zwiększałam dystans, najpierw równiny, nienawidziłam kiedyś jeździć po górkach. Później jazda po górkach, podjazdy zaczęły mnie jarać, poza tym takie okolice są malownicze, przepiękne. Do tego znowu to pozytywne zmęczenie. Niedawno przejechałam swoją pierwszą setkę, 100 km na rowerze, w tym kilka sporych (przynajmniej dla mnie) podjazdów. Mega satysfakcja.

Uwielbiam usiąść i planować nowe trasy, odnajdywać nowe miejsca, niezdobyte szczyty, nieprzejechane polne, leśne ścieżki, zawsze odkryję coś nowego – jara mnie to, bardzo mnie to jara.

Teraz według mnie najważniejsze. Trzeba znaleźć taką aktywność fizyczną, która sprawia mi przyjemność. Jakbym miała np. biegać to robiłabym to z przymusu, nie znoszę biegania, próbowałam już nie raz, ale to po prostu nie dla mnie. Tak samo dywanówki, nie lubię i już. Tutaj każda minuta to dla mnie męczarnia, a w górach czy na rowerze godziny to przyjemność.

Poza tym mam ustawiony w zegarku cel 10 000 kroków na dzień i staram się to ‘wychodzić’, jak wieczorem mam za mało kroków to wychodzę na krótki spacer albo miedzy kuchnią, a pokojem dobijam kroki 😉 No i jak pogoda dopisuje, są siły i chęci to po pracy wybieram się na rower.

Oczywiście i tu nie jest tylko kolorowo, czasem mi się tak po prostu nie chce. Ale jak mam już kilkadziesiąt dni passy w robieniu 10 000 kroków dziennie to wiem jaka będę zła, jak nie ruszę dupy i przerwę dobrą passę (motywuje mnie to). Tak samo na rower czasem nie chce mi się iść i nie idę, ale jak wiem, że np. dziś będzie idealna pogoda na rower, a od jutra ma wiać, padać to idę bez marudzenia 😉 A czasem przychodzę z pracy, kroki mam ‘wyrobione’ i nie ruszam się, nie wychodzę, karmię mojego lenia 😉

CDN.

Pozdrawiam Was Cieplutko!