Dziś w pracy było fatalnie, jak to bywa na "dniowkach" kiedy nawału pracy nie ma, a trzeba coś robić żeby oko kierownika usatysfakcjonować. Połaziłam po wydziale, bo mi się nie chciało udawać, że zamiatam (dajcie spokój spróbujcie udawaćże zamiatacie 50m2 przez 2 godziny)
a swoją drogą kierownik to też ograniczony z lekka, druga opcja inteligentny bardzo i ma świetną zabawę jak ludzie ściemniają, że pracują, żeby nie usłyszeć nic niemiłego...
Mama mnie dziś terroryzowała żebym placki ziemniaczane usmażyła, no i zjadłam 3 ze sporą ilością surówki z kapusty kiszonej, katar zabił mi kubki smakowe i wiedziałam tylko, że pieprzu w surówce było przynajmniej 2 razy tyle ile być powinno.
otręby są fantastyczne (no może nie w smaku ale w działaniu) odniosłam sukces i pożegnałam moje ex zaparcie, w kibelku byłam 2 razy, uff....
Prawie kupiłam sobie rower ale jeszcze muszę przemyśleć opcję kupna stacjonarnego, tylko czy sąsiad zgodzi się wstawić go do niego? ja mam tylko 23m2 (kawalerka) i kupę zabawek małej, nie bez sensu muszę kupić rower do jeżdżenia na dworku
no koniec tego dobrego rano muszę wstać 4.30 (bleee), co za idiota wymyślił pracę w ruchu ciągłym, jakby nie można było chodzić na 8 rano, nic to dam radę
dobranoc, super słodkich snów