Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień michałków z Wawelu...


Dziś nie spałam za dobrze. Najpierw nie mogłam zasnąć a jak już mi się udało z błogiego stanu zerwał mnie lunatykujący pierworodny. Później swoje dołożyła głodzilla z żądaniem butli mleka. A później znów syn, córka i tak do rana. Biegałam od wyrka do wyrka przez małe wyrko. Myślałam że o 5 rano znajdę trochę czasu dla siebie- tylko dla Siebie. Głupia. Matka 2 spadkobierców i żona, nie ma czasu dla siebie nawet jak śpi. Wyciągnęłam hula- hop i.... spadobiercy stwierdzili że już nie będą spać.

I od początku, przebieranie, karmienie, ziarno, kupa.

W końcu wybiła 7:10 i mogłam zrobić ewakuację do pracy. 

Zabrałam swoją rację żywieniową (sałatka) i w drogę. Podczas 15 min drogi, mam czas tylko dla siebie. Nikt nic ode mnie nie chce, nikt nie dzwoni. Błogość.

A w pracy- świat pełen pokus. Tak to jest jak pracuje się pod dużym dyskontem.

Dziś na tapecie Michałki z Wawelu

Dieta swoje a ja swoje. Pani dietetyk nie będzie zachwycona....