Czuję, że chudnę. Norrrmalnie słyszę syczenie wytapianego tłuszczu. Wczoraj jedzenie bardzo ok. Super się trzymałam do samego wieczora, a potem pojechaliśmy do przyjaciół na grilla i tam - NIE zjadłam kiełbaski, NIE zjadłam kaszanki, NIE zjadłam nic. Za to wypiłam 3 lufy krupniku cytrynowego (może nikt nie zauważy skoro zapisałam mini drukiem). Ale wspaniałomyślnie wybaczyłam to sobie, bo do domu wracaliśmy pieszo (3 km szybkiego marszu polna drogą).
Dziś też źle nie było. Rzekłabym wręcz - że bardzo dobrze. Nie będę rozpisywać diety na czynniki pierwsze, ale wiem, że nie przekroczyłam 1000 kcal. Ruchu miałam bardzo dużo. Wyprowadziłam męża do lasu by się wybiegał ;) Sama poganiałam za nim ( a co! niech się cieszy!). Nic nie podjadałam, nic nie chrupałam. Super.
marta6054
13 czerwca 2011, 22:25trzeba się przygotować. A chciałabyś spróbować?