Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
misz-masz emocjonalno-egzystencjonalny


Hej, 

jakoś nie umiem się zabrać do tego wpisu, zaczynam go już enty raz, miałam pisać częściej, nie zamykać się w sobie ale oczywiście wyszło jak wyszło... wiem, że moje wpisy ostatnio nie napawają optymizmem ale nigdy, przenigdy nie byłam w takim dołku... jest Wielka Sobota, przede mną 3 dni wolnego a ja się obudziłam z takim strasznym poczuciem lęku i ściśniętym żołądkiem... i to wszystko ma związek z pracą mimo, że wczoraj poogarniałam wszystko i szefu też wyjątkowo na mnie nie nawrzeszczał za byle co... Na prawdę wiem, że nie zostanę tam długo a mimo to nie potrafię wyluzować, potraktować tego czasu jako inwestycji w siebie (większy staż w CV, wypłata-wreszcie coś ponad najniższą) - mega mi nie pasuje podejście do pracownika (zostawanie po godzinach głównie! i nerwowość szefa), nerwowa atmosfera i to okropne napięcie temu towarzyszące... Tydzień temu był już moment krytyczny, ścięłam się z szefem (tak, tym którego się tak histerycznie boję) wróciłam do firmy nie załatwiąjąc ostatecznie tego co sobie zażyczył (chciał żebym czekała na koniec awarii w banku, która aż do zamknięcia mogła nie nastąpić-oczywiście było już po godzinach pracy)i jak tylko przyjechałam pod firmę to do mnie wybiegł-byłam święcie przekonana, że chce mnie opier... ale, że w między czasie jego asystentka mu powiedziała kilka słów do słuchu i o dziwo odezwał się do mnie po ludzku, nawet zażartował... a miałam w torbie wypowiedzenie... 

No i właśnie... zamiast pracować nad sobą, kierować myśli na coś pozytywnego ja siedzę z rana w sobotę i wypisuję o pracy... ale to takie ciężkie kiedy całe ciało przypomina mi o stresie, który mnie dobija...Kiedyś pewna psycholog powiedziała mi aby próbować nie koncentrować się na problemie i "wyznaczyć" sobie codziennie tylko pół h (np. zawsze o 19:30) na rozmyślanie o tym a o każdej innej porze po prostu zmuszać się do myślenia o czymś innym... może powinnam wypróbować tak z myśleniem o pracy?

O L. może też na razie sobie daruję wpis bo jest źle... i mimo czasu i kolejnych szans na razie nic się nie zmienia na lepsze... to dobry facet ale chyba nas wszystkich to wszystko przerosło...

VITALIOVO:

Czyli wreszcie na temat... leki na niedoczynność wdrożone więc czas wreszcie wziąć się za siebie i sprawdzić czy waga zacznie spadać... na razie jednak ciężko mi cokolwiek sprawdzić bo prawda jest taka, że do godziny 17-18 jestem na jednej kanapce a na wieczór zapycham się mega porcjami (zazwyczaj) niezdrowych zapychaczy... z głodu, braku siły i braku czasu na przygotowanie czegoś lepszego... jasne kwestia organizacji ale moja ostatnio bardzo kuleje na wielu płaszczyznach... Wcześniej jak byłam na diecie, zauważałam pierwsze efekty to mi dodawało strasznego powera, miałam poczucie, że nad czymś panuję, że coś zależy tylko ode mnie a do tego widok w lustrze zadowalał i teraz potrzebuje dokładnie tego samego... czemu tak strasznie trudno jest ZACZĄĆ??

Doskonale zdaję sobie sprawę, że ćwiczenia mogłyby pomóc mi w rozładowaniu napięcia, wpłynęłyby na ogólne samopoczucie i kondycję... ale jak przychodzę taka padnięta, obolała ze zmęczenia i stresu po pracy to jedyne czego chcę to zakopać się w łóżku przy jakimś serialu-bo przecież miałam kolejny, zły dzień i trzeba go sobie jakoś umilić... wiem, że mogę sobie tylko pomóc zarówno dietą jak i ćwiczeniami a mimo to nie umiem się zmobilizować do tego eksperymentu... ale kiedy jak nie teraz?

No dobra od czegoś jednak trzeba zacząć więc zacznę od małych rzeczy: mój plan na najbliższe 3 dni to:

-nie polecieć ze świątecznym jedzeniem

-przynajmniej raz poćwiczyć

-codziennie masaż anycelulitowy

-zadbać o dłonie (mam mega zniszczone-chyba jakieś uczulenie na płyn do naczyń?)

-jeszcze raz spróbować nastawiać się pozytywnie!!

  • Bobolina

    Bobolina

    29 maja 2016, 23:13

    Kochana, rzuc ta robote w cholere! wiem ze latwo sie mowi ale ja jak zmienilam prace to od razu odzylam! oczywiscie ze na terazniejsza tez narzekam, to normalne bo nie moze byc zawsze dobrze ale przeciez taka nerwowka jaka Ty masz to chora sytuacja!! masz racje, dieta i cwiczenia by pomogly, cwiczenia szczegolnie..ale rozumiem Cie z tym zmeczeniem. nieraz biore torbe na silke zeby isc po pracy a wracam do domu bo jestem wypruta. musisz zaczac od malych kroczkow. doceniac male rzeczy w ciagu dnia i..wiecej sie usmiechac!! trzymam kciuki! :*

    • createmyself

      createmyself

      30 maja 2016, 20:08

      rzuciłam :)

    • Bobolina

      Bobolina

      30 maja 2016, 22:54

      Naprawde??? I co dalej? Opowiadaj jak to sie stalo!:)

    • createmyself

      createmyself

      30 maja 2016, 23:12

      na razie nie wiem co dalej ale już nie mogłam tam wytrzymać, chodziłam nerwowa, było mi niedobrze przed pracą, potem siedziałam jak na szpilkach i kiedy się zbliżała godzina wyjścia do domu to zwykle okazywało się, że jeszcze trzeba podjechać tu i tam i to wszystko na już, więc powiedziałam sobie DOŚĆ, musze sobie poukładać teraz wszystko i myślę, że powstanie niedługo jakiś wpis ;)