Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
2 tygodnie


Melduję się choć nie bardzo mam się czym chwalić... tzn. niby realizuję swój plan ale póki co brak jakichkolwiek efektów. Od dwóch tygodni zapisuję wszystko co zjadam i o ile po tygodniu był nieznaczny spadek tak w tym tygodniu dostałam okres, wzrósł apetyt, waga w górę i zaczynamy od nowa... (Tak -silna wola do poprawki!).

Ale nie poddaje się, wiem, że mam problemy z tarczycą i że to wszystko będzie mnie kosztowało więcej energii i wysiłku niż kiedykolwiek. Wracając do zapisywania posiłków i aktywności. Widzę, że motywuje mnie to, żeby choć kilka dodatkowych minut dziennie poświęcić na jakiś ruch, coś ponadto co zrobiłabym normalnie. Widzę też, że mając "długą" listę zjedzonych rzeczy staram się ograniczać podjadanie. Myślę, że jeszcze trochę i wyeliminuję część niepotrzebnie pochłanianych kcal :) Wczoraj np. zrezygnowałam z wina na wieczór i zamiast 10 ciastek zjadłam 2. 

***

Co już wdrażam?

-staram się ograniczać ukochany ser żółty-wybieram lżejszą mozzarellę, dodaję mniejsze ilości do kanapek;

-ograniczam pieczywo: staram się robić więcej sałatek, bardziej planować posiłki;

-zwracam większą uwagę na zawartość cukrów w produktach (np. w nieszczęsnym ketchupie-którego dużo nie używam ale jednak się zdarza);

-staram się poruszać trochę nawet jak nie mam kompletnie siły: hula-hop, schody;

 Nad czym muszę popracować?

-nad zmniejszeniem porcji, zmniejszeniem il. węgli

-nad dłuższymi formami aktywności-nad silną wolą

-nad wdrożeniem większej il. warzyw

Dziś wykorzystując dzień wolny i to, że mężu załatwia swoje sprawy wzięłam się od rana za szykowanie sałatki na jutro do pracy. Mama natchnęła mnie sałatką z batatów i teraz robię swoją wersję z roszponką (chciałam rukolę ale nie było w sklepie:(), fetą i pomidorkami. Oczywiście bataty w moim wykonaniu to bataty na ostro. Zobaczymy co mi z tego wyjdzie. Powoli wraca mi chyba serce do gotowania-a to znaczy, że będzie mniej syfu w menu!

Z innych inności-oddałam auto do konserwacji a mężu ma delegację także najbliższy tydzień upłynie mi pod znakiem chodzenia na piechotę do pracy=2x25min marszu dziennie. 

Z minusów-czuję się na granicy przeziębienia, trzymajcie kciuki, żebym się z tego wykaraskała i nie odkładała swoich planów ( zwłaszcza tych związanych z aktywnością) na potem! 

Kiss!