Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
16.


Orbitrek jest już w domu, pierwszy trening wykonałam i jestem zachwycona jego działaniem na moje ciało! Ćwiczyłam 10 minut, przejechałam 2 km i normalnie mam obolałe mięśnie, choć obciążenie ustawiłam zaledwie na połowę, najniżej jak się dało, aby nie czuć "przeskoków"... Jest super! Jest moc :D

Co do jakości.. no cóż ;) Pozostawię to jednak bez komentarza, ale raczej bym odradzała kupowanie sprzętu przez internet, bez wcześniejszego oglądania i wypróbowania, nawet zdecydowanie droższego (zakładając że cena przekłada się na jakość) niż mój.
No ale nie narzekamy, nie marudzimy.. ćwiczymy!
I cieszymy się, że nie jest gorzej, bo faktycznie tragedii nie ma.. co nie znaczy ze nie będzie.. ;D  Ok... nie nakręcamy się!

Piszę jakbym miała rozdwojenie osobowości... - nie mam.. ;)

Na razie jestem szczęśliwa, dostałam nowego kopa motywacyjnego, wierzę, że coś ulegnie zmianie. Porównanie stepper vs. orbitrek wypada 0:10 po pierwszch 10 minutach ;))
Nie jest tak, że zupełnie odradzam stepper, ale polecam go dla osób starszych, które cenią sobie spokojny trening w domu, bez odczucia potreningowego bólu mięśni ;) Które nie oczekują dużych zmian w wyglądzie sylwetki, chcą trochę podnieść wydolność swojego układu krążenia, oraz poprawić samopoczucie.
Lub dla młodych dziewczyn chcących rozbudować mięśnie ud, pod warunkiem, że nie mają tłuszczu. Ot co.

O orbitreku nie mogę się jeszcze wypowiadać, bo mam go za krótko, ale wierzę, że się zaprzyjaźnimy. Ćwiczenia na nim dają mi ogromną frajdę, nie są wcale monotonne wbrew pozorom, czas upływa szybciej i ogólnie czuję, że moje ciało się rusza.
Na stepperze pomimo gumowych linek, czy 3 kg ciężarków które towarzyszyły mi za każdym razem, ćwiczyło się gorzej, niewygodnie, do tego traciłam czasami równowagę, zwłaszcza przy dużym zmęczeniu. Stawy na szczęście nie zaczęły mi dokuczać, ćwiczyłam na nim 1.5 m-ca. Nie sprzedaję, ale chwilowo chyba pójdzie sobie do piwnicy ;)

Co do diety.. niedzielne folgowanie dobrze mi robi. Obniżenie nastroju spowodowane było katowaniem się bardzo niskim poziomem węgli w diecie, ciągłym uczuciem osłabienia, morderczym jak na te warunki żywieniowe, prawie codziennym treningiem i jeszcze kilkoma innymi czynnikami, jak choroba moja, dzieci, zastój w spadkach i pomiarach (nie wiem czy to się zmieniło, jutro się dowiem, albo i nie dowiem, bo po prostu nie wiem czy mi się będzie chciało..)
Na razie jest ok, czuję, że powoli wraz z węglami wraca mi forma psychiczna i fizyczna.