Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Co zrobić...


...z resztkami po wczorajszym przyjęciu? Zostało sporo makaronu z sosem puttanesca (ten akurat poporcjuję i zamrożę), winem (niewiele, ale jednak), chipsami i orzeszkami (chipsy wywalę do kosza, ale orzeszków szkoda...), no i wreszcie ciastem bananowym, które składa się z samych kalorii, ale jest wyjątkowo pyszne??? No co?

Urządziłam przyjęcie dla koleżanek - nie wszystkie się odchudzają ;) i mimo, że apetyty dopisywały, to sporo zostało. A że impreza polegała na przedwakacyjnej wymianie ciuchów, to stałam się posiadaczką bardzo zgrabnego, choć nieco przyciasnego, garnituru. Koleżanki upierały się, że na pewno schudnę i wbiję się w spodnie bez popadania w bezdech...

Nie mogę więc, wobec takiego celu (już drugi po zielonej sukience), dojadać tych smakowitych resztek, prawda? Ale mam jednak silny, wyniesiony z domu rodzinnego, opór przed wyrzucaniem jedzenia... "Lepiej odchorować, niż się ma zmarnować? No i rodzi się dylemat: poprawiny dziś czy kosz na śmieci jutro? Bo ja sama tego ciasta jeść już nie powinnam - wczoraj jeden kawałek i to by było na tyle! Zaraz idę biegać - cholerka, ja już nawet w sobotę nie mogę się wyspać, bo ciągną mnie te magiczne kółka...