Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Kwiecień


Dawno nie pisałam, ale oczywiście miałam wzloty i UPADKI... Najpierw spadło do 80.1, potem wróciłam do 84, teraz we wtorek ważyłam 82.1. I oby te spadki się utrzymały. W końcu doszło do mnie jaka jestem paskudna, jak bardzo siebie nie akceptuje. No i też zrobiłam się zazdrosna, bo parę dziewczyn, które znam i które zawsze były przy kości schudły, są uśmiechnięte, z ładną fryzurą. A ja ostatnio sztuczny uśmiech kiedy trzeba, byle jakie wręcz obrzydliwe spodnie, które jako jedyne mi pasują. Czeka na mnie 8(!!!) par spodni i sporo bluzek. Jaka ja jestem głupia!!! No brak mi słów. I jak zobaczyłam te dziewczyny to zrobiłam się tak strasznie zła na siebie, że już teraz nie odpuszczę. Nie i już! Nie mogę się poddać! 

Bylam u dwóch ginekologów i oboje kierują mnie na plastykę krocza i nie pozwalają mi ćwiczyć. Nie mogę podskoków robić i różnych innych. Oczywiście ten wyrok skończył się moim napadem obżarstwa i w ogóle brakiem ochoty na cokolwiek. Jak już prawie się pogodziłam z tym to umarła moja babcia i byłam w rozsypce przez chyba dwa tygodnie. Mało jadłam, płakałam, było mi bardzo źle. Potem przez ponad tydzień zarlam i to dosłownie. I później zrobiło się ciepło i słonko ogrzało moja mózgownicę i zrozumiałam, że na śmierć nic nie poradzę. Mam dzieci, marzenia, muszę wziąć się w garść! I później te koleżanki tak schudły i jeszcze mam nowe lustro i ono pokazuje mnie prawdziwą, bo w tym starym jestem jakby w miarę możliwa. Ciekawe czemu tak jest... No ale ważne, że w końcu zrozumiałam! 

Dzisiaj kazałam mężowi podciąć końcówki. Nie ufam fryzjerom od ponad 10 lat... Teraz siedzę z maseczka na włosach i planuje porządnie ułożyć sobie fryzurę przed spaniem. 

Poza tym pogoda sprawia, że mam chęci do pracy. Mamy duży ogród i podwórko i jest dużo do sprzątania, sianie, itd. I to mnie cieszy, bardzo to lubię. 

Poza tym odkryłam, że jazda rowerem sprawia mi duża przyjemność. Właściwie taką jak trening. I jeździłam dopóki się nie przeziębiłam 🙂 Ale po świętach wracam do codziennej jazdy. Teraz pocieszam się tym stacjonarnym. I to chyba na tyle... Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!

  • Janzja

    Janzja

    6 kwietnia 2021, 17:01

    Fajnie z tym rowerkiem. Ja jak czuję się jak klapnięta to najlepiej i najszybciej działa jak sobie zrobię dzień spa i na spokojnie postaram się coś miłego na siebie ubrać - z wagą na spokojnie, bo to więcej czasu zajmuje by zmienić, nie trzeba być szczupłym by wyglądać wizualnie dobrze :). Przy żałobach u mnie stres też niestety rzucał mną - ale to wtedy ważniejsze by to przeżyć.

    • CzarnaNatka

      CzarnaNatka

      6 kwietnia 2021, 17:51

      Szkoda tylko, że pogoda taka brzydka... Ale ratuje się stacjonarnym. I mam w planie zakup nowego rowerka. Ten obecny ma komputer zepsuty, pedały trzeszczą i przeskakują. Kiedyś jeździłam codziennie 15 km i jadłam mniej i schudłam bez problemu 10 kg. Teraz tak jadę, bo jadę, nie wiadomo ile km, jaką prędkość,nic. Teraz minął miesiąc, więc już tyle nie myślę i nie zajadam smutków. Pozdrawiam 🙂

  • Gacaz

    Gacaz

    3 kwietnia 2021, 12:57

    Wesołych Świąt! Zawsze jest pora żeby zawalczyć o się, ale już teraz ubierz się ładnie, pomaluj, uczesz, uśmiechnij i bądź szczęśliwa od zaraz. Nie porównuj się z innymi.

    • CzarnaNatka

      CzarnaNatka

      6 kwietnia 2021, 17:45

      Te porównanie dało mi takie złe a zarazem dobre uczucie, bo postanowiłam zawalczyć o siebie. Wczoraj zrobiłam sobie domowe spa, dzisiaj włosy ładnie ułożyłam. Pomału zaczynam walczyć o siebie. Dziękuję 🙂