Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
2,5 miesiąca za mną


No dobra. Z systematycznego pisania nic nie wyszło, jakoś tak brakuje czasu żeby odpalić tego kompa, a dziś przy okazji niedzielnej kawki można by zrobić podsumowanie 2,5 miesiąca pod okiem dietetyka.

Zacznijmy może od pomiarów (24 czerwca - 5 września):
Waga: -10,2 kg
Szyja: -2 cm
Biceps: -3 cm
Piersi: -12 cm (mąż już płacze a przecież dopiero się rozkręcam) 😈
Talia: -9 cm
Brzuch: -8 cm
Biodra: -6 cm
Udo: -4 cm
Łydka: -4 cm

Przy wadze się zatrzymam, bo z nią od zawsze miałam takie "jaja" jak teraz. Przez pierwsze 3 tygodnie odnotowałam spadek około 8 kilogramów. I tak jakby koniec. Przez kolejne tygodnie waga wahała się między 130-131kg, po wycieczce do Bałtowa (i przeszło 20 tysiącach kroków) na drugi dzień waga pokazała 129,6. Potem znów powrót do 130-131 i w ostatnim tygodniu znów zaczęło spadać (wreszcie). Normalnie pewnie bym się zdemotywowała ale zdaję sobie sprawę, że zmiana sposobu żywienia to dla organizmu szok. Mimo zastoju na wadze obwody sobie powolutku wędrowały w dół. Największą różnicę widzę po nogach, zwłaszcza po łydkach - i tą zmianę również zauważyły koleżanki, z którymi wspólnie dietujemy u tej samej dietetyczki. Również brzuch nie jest już taki wzdęty i "wysoki", teraz no cóż zrobił się taki flaczek 😀 Myślę, że wprowadzę lekkie ćwiczenia na brzuch zwłaszcza że wreszcie upały odeszły. I nie, nie ćwiczyłam bo w pracy jak i w domu wyciskałam siódme poty przy swoich obowiązkach i nie miałam już siły na nic więcej poza spacerami (na które też nie zawsze starczało już czasu - remonty, remonty, remonty). 🤮

Druga kwestia - która chyba bardziej mnie cieszy niż waga i obwody - wyniki tarczycy!
TSH spadło z 2,949 do 1,654
FT3 spadło z 3,91 do 2,56
FT4 wzrosło z 0,88 do 0,98 (hmm?)
I niech mi ktoś powie, że dietą nie da się "poskromić" tarczycy.

Z innych plusów:
- wysypiam się po około 5-6h snu, nie jestem w stanie spać dłużej również przez to, że zaczynają boleć mnie plecy - organizm sam podpowiada "rusz dupę" 🤪
- włosy wzmocnione, przestały wypadać garściami, zrobiły się wyraźnie grubsze (o a były już mega cieniutkie), nie pozbyłam się jednak problemu z nadmiernym przetłuszczaniem
- paznokcie - moja zmora - stały się grubsze, mocniejsze, nie rozdwajają się choć nadal są zbyt elastyczne
- wizualnie pojawiło się wyraźne wcięcie w tali (teraz to wyglądam jak typowa klepsydra), pojawił się widoczny zarys pośladków (nawet mąż zauważył, że pupcia przestała się zlewać w jedność z udami hihi 😉 )
- samopoczucie jest mega, przestały nawiedzać mnie częste bóle głowy, mam masę energii, zarażam uśmiechem, chce mi się żyć!

Kuchnię nadal odkrywam, jestem w stanie żyć bez mięsa, czego sobie dawniej nie wyobrażałam. Teraz po zjedzeniu mięsa jest mi ciężko na żołądku, dlatego w moim jadłospisie pojawia się 1-2 razy w tygodniu. Zrobiło się chłodno i mam problem z wypijaniem odpowiedniej ilości wody, mimo że staram się pilnować. Postawiłam więc na herbatę, uczę się pić zieloną, której nie znoszę, dla mnie nadal smakuje jak moczone siano. Słodyczy praktycznie nie jem. Wczoraj zjadłam kawałek torta (brat się żenił, wreszcie nie ma lepiej jak ja 😎 ) to mnie tak przytkało że do końca dnia nie zjadłam już nic. Cukier biały w moim domu nie istnieje, wymieniony został na ksylitol/erytrol/miód. Ogólnie z szafek poznikała masa rzeczy, do których człowiek był przyzwyczajony od dziecka. A chyba najdumniejsza jestem z mojego koszyka z zakupami, gdzie 3/4 stanowią warzywa i owoce.

No to co? Czas przyszykować rodzince jakiś pyszny obiadek. Zdrówka i wytrwałości wszystkim, którzy dotrwali do końca tych wypocin 

  • Evcia1312

    Evcia1312

    5 września 2021, 21:08

    Piękny wynik