Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 11 i 12...


...pominę milczeniem. Porażka na całej linii. W czwartek, nie wiem nawet dlaczego, nagle miałam napad na słodkie, i to jeszcze w pracy. Dosłownie nie mogłam wytrzymać i co chwilę podżerałam czekoladę. Po powrocie do domu natomiast zjadłam dwa kawałki tłustego ciasta.

Za to wczoraj to już w ogóle popłynęłam. W pracy zaserwowali nam śniadanie składające się głównie z różnego rodzaju bułek, w tym słodkich. Więc rano w domu zjadłam kromkę chleba z serem i salami (taką małą, kwadratową), potem w pracy jakąś długą bułę z czymś tam i zapiekanym serem, croissanta z czekoladą, jeszcze jedną kanapkę z domu i słodką bułkę z orzechami. W domu obiad (znów fail, zupełnie mi nie smakowało domowe chili sin carne, wegańskie mielone jest ohydne), znów dwa kawałki ciasta i pół małej paczki chipsów z soczewicy. Brak słów. 

Dzisiaj chyba już mi przeszło. Szykuje się zresztą sporo pracy, więc będę miała szansę to spalić i chociaż nie przytyć. Nadal mam motywację i ochotę, a takie dni... No cóż, po prostu będą się zdarzały, trzeba się z tym pogodzić. Ważne, żeby wrócić na dobre tory, a ja właśnie wracam. 😊

Znośnego weekendu! 

  • Marcioszynka

    Marcioszynka

    24 kwietnia 2021, 20:36

    Oj tam, raz na jakis czas można poszaleć. Byle nie za często ;)

  • BlushingBerry

    BlushingBerry

    24 kwietnia 2021, 15:50

    No i trudno 😁 To teraz do przodu dalej 😜