3 stycznia - zaczęłam biegać. Nie szło mi zbyt dobrze - więcej szłam niż truchtałam czy biegłam, ale miałam porządne zakwasy i czułam pewnego rodzaju satysfakcję. Udało mi się zrobić pierwszy krok.
4 stycznia - mimo zakwasów wyczołgałam się z domu. Mróz, zimo i wiatr, do tego ból. Pomyślałam sobie - nie odpuszczę. Sprawiło mi to nawet radość, chociaż zmęczenie się podwoiło. Zaczęłam myśleć o bieganiu na poważnie.
5 stycznia - dzisiaj odpuściłam sobie biegi, bałam się, że w końcu się do tego zniechęcę. Zjadłam całkiem zdrowe śniadanie, ale później jak zwykle ominęłam posiłki i zajadałam się słodyczami. Męczą mnie wyrzuty sumienia. Płacz i zgrzytanie zębami, ale w końcu powiedziałam sobie "weź się w garść" i zaczęłam mały trening na płaski brzuch. Wyrzuty sumienia trochę minęły, ale wiem, że jak tak dalej pójdzie nic nie zrzucę, a jedynie zrujnuję sobie zdrowie. Jutro idę na siłownię pod chmurką i biegam.