Byłam wczoraj na filmie "Bogowie".
Późno wróciliśmy, zmęczona jestem bardzo, a ten mój biedny mąż to jak zombi będzie niedługo wyglądał. Tyle na głowie. Robota bardzo powazna, ale jak jej nie ogarnie to my już chyba z jego dlugów nie wyjdziemy.
Dzieć został u rodziców, żal ją było zostawiać. Nie lubię nie mieć jej na noc i wieczorem w domu(może już się przyzwyczaiłam do rytmu praca, praca, praca) ale z kolei nie mam nic przeciwko, jak jest w dzień u kogoś.
Z chłopakami Niuńka tak się fajnie wygłupiała, ze szok. Chłopaki 9 lat i 4 lata, nie są takie zwariowane jak ona 1,5 roczku.
Dietetycznie wczoraj bardzo dobrze było, do tego wagę przywiozłam od bratowej, tylko baterie muszę kupić, żeby zobaczyć czy te dwa tygodnie coś ze mną zrobiły.
Ruchu nadal brak...
a jak dziś widziałam nasza sprzątaczkę zamiatającą liście wokół pracy, to aż mi się chciało ją wyręczyć w tym ruchu.
Jak to zrobić, żeby się zacząć ruszać??