Wczorajszy dzień pod względem jedzeniowym wypadł średnio, lepiej grać czysto, niż oszukiwać kogokolwiek (czytaj samego siebie). Śniadanie ok, II śniadanie ok, obiad ok, a pod wieczór złapała mnie taka chandra i płacz, że wjechała tona słodyczy. Tak wiem, że złe samopoczucie nie może determinować moimi napadami jedzeniowymi, ale stało się i się nie odstanie, ważne żeby podnieść głowę i zasuwać dalej jak mały motorek :D
Tak więc dziś nowy dzień, do pracy na popołudniu. Podczas suszenia włosów doświadczyłam czegoś dziwnego, mianowicie zaczęło mi szumieć w głowie i tak dziwnie robić się w oczach i troszkę obraz mi się mazał i pobolewał tył głowy. Dziwne to było. Już na szczęście lepiej jest. Doszły do tego "bóle przedokresowe". No kiedy ten mój "słaby" humor i nastrój minie...:( No nic nie będę narzekać, poniżej foteczki dzisiejszej szamki. Powoli a do celu. Raz z górki, raz pod górkę, takie życie.
Jutro się zważę i jeżeli będzie możliwość co 3 dni będę aktualizować pasek (i na plus i na minus, żeby nie było ). Chociaż ja się ważę i tak po kilka razy dziennie, takie zboczenie, hehe. Buziaki, trzymajcie się.
karmelikowa
29 sierpnia 2018, 03:34Smacznie i apetycznie u Ciebie :) jak tylko mozesz to gon te słodycze ....:)