jest dobrze.
dzisiaj godzina muskeltrening + 35 min marszobiegu ( w tym 10 minut biegu)
wczoraj godzina mel b + godzina orbitreka
w sobotę na ćwiczenia brakło mi czau, ale olatałam się przy pracach domowych.
jem przyzwoicie, nie idealnie ale bardzo zadowalająco.
mały wielki sukces mam tez za sobą. nutella wołała mnie z szafki, ale tak strasznie. po długich pertraktacjach z samą sobą ruszyłam tyłek z kanapy i poczłapałam do kuchni, po drodze nadal prowadząc wewnętrzne dysputy. już otworzyłam szafkę, już miałam słoik w ręku zdecydowana złamać się jednak, świadoma czyhających wyrzutów sumienia. aż tu nagle jak coś mi w głowie huknęło NIE kurwa, Nie!! odstawiłam słoik i zaszokowana i dumna zarazem poczłapałam z powrotem. no żesz wow.
całkiem ze słodkiego zrezygnować nie potrafię, np. jogurt z owocami dosładzam, albo wczoraj w ramach drugiego śniadania zjadłam kawałek ciasta ze śliwkami,miodzio.
tak sobie myśłę, że to straszliwie żałosne tak często myśleć o jedzeniu, być jego więźniem w zasadzie. no cóz. prawdę mówiąc nie spodziewam się, żeby to kiedyś się zmieniło. mam nadzieję, że chociaż złagodnieje. I że w tym myśleniu wytrwam jak najdłużej, bo jak dotąd alternatywą było u mnie jedynie bezmyślne pochłanianie, mielenie buźką non stop.
Oglądałam wczoraj program o dziewczynie, która chciała schudnąć ze 120 kg.a nie wiedziała jak. Dietetyk poprosiła ją o spisanie wszystkiego co je w ciągu dnia. Kolejnym krokiem było monitorowanie jej. Kamera śledziła ją cały dzień. Ona wpierdzielała caly czas (skąd ja to znam) słodyczy tony. a co najlepsze w spisie, który wcześniej przedstawiła nie było grama słodyczy.
jak to dobrze w końcu się opanować, ocknąć, zawalczyć o wymarzoną siebie :)
pistacjewkarmelu
1 sierpnia 2013, 11:16odpowiadając Ci na Twój komentarz - tak, jestem mało inteligentna i utożsamiam osiągnięcie szczęścia z 'idealną wagą'. (to oczywiście ironia :)). ta historia jest zbyt długa i żałosna (dla postronnego odbiorcy), żeby Ci ją przedstawić. może kiedyś. ;) a co do nutelli, to chyba jakaś plaga, bo mnie też ostatnio wzywała - ze sklepowej półki. dobrze, że wokół byli ludzie - wstydziłam się kupić. gratuluję więc samozaparcia! a co opisywanej przez Ciebie dziewczyny - widocznie wpadała w jakiś trans jedzeniowy i nie traktowała słodyczy tak, jak się traktuje odrębne posiłki (bo też jadła jest non stop), tylko jak... bo ja wiem? jakąś bezwarunkową czynność? no i mogła się tego wstydzić.
MargotG
31 lipca 2013, 13:31no ja Cię świetnie rozumiem... ciągle myslę o jedzeniu,... kiedy nie jem, kiedy jem, kiedy zasypiam - jak się budzę to nie bardzo, bo idę z Mileczną biegać ;) Za świadome zrezygnowanie z nutelli - PUCHAR!!
Mileczna
31 lipca 2013, 07:51za nutelle masz medal złty jak nic :))) kurcze...no ja tez byłam taka sama :))) co prawda nie lubie słodyczy ,ale jest milion innych rzeczy które pochłaniałam...nawet jesli z pozoru sa zdrowe...ale z ilości to juz nie. te juz niemal 8 miesięcy temu kiedy zaczęłam spisywać co jem - byłam nieco zszokowana :))) polecam tego bloga...nie tylko ten wpis : http://poprostufit.blogspot.co.uk/2013/03/az-czyli-anonimowi-zarocy.html
Mileczna
31 lipca 2013, 07:51za nutelle masz medal złty jak nic :))) kurcze...no ja tez byłam taka sama :))) co prawda nie lubie słodyczy ,ale jest milion innych rzeczy które pochłaniałam...nawet jesli z pozoru sa zdrowe...ale z ilości to juz nie. te juz niemal 8 miesięcy temu kiedy zaczęłam spisywać co jem - byłam nieco zszokowana :))) polecam tego bloga...nie tylko ten wpis : http://poprostufit.blogspot.co.uk/2013/03/az-czyli-anonimowi-zarocy.html
AutodestrukcjaSTOP
30 lipca 2013, 12:33Łał, podziwiam za silną wole
midikaa
30 lipca 2013, 08:32oj jak Ci zazdroszczę silnej woli! GRATULUJĘ i też jestem z Ciebie dumna!