Tak jak się większość z nas spodziewała, nadszedł w końcu ten Nowy 2009 Rok. Wszyscy straszą nas kryzysami i tym, że w ogóle będzie ciężko, bla, bla, bla. Według mojej skromnej opinii, rodacy moi i krajanie MUSZĄ narzekać. Jak nie na gospodarkę, to na politykę, kończąc na Małyszu, który też ma kryzys.
U mnie jak na razie braków nie widać, przeciwnie, przybyło. I tu jest pies pogrzebany. Zamiast zgubić te zwały tłuszczu, to przez ostatni miesiąc wyhodowałam sobie jeszcze większe. Nie wiem u licha co jest. Jak pisałam ostatnio, starałam się trzymać w karbach lecz zamiast tracić 1kg tygodniowo, to go nabierałam. Nie trudno się domyślić, że po 2 tyg. pękłam i przez te wszystkie święta, żarłam już wszystko co mi w łapy wpadło. Bilans jest taki, że przez miesiąc dowaliłam sobie 4 kilo. Aktualnie mam jakieś 84 kg. Jaki człowiek jest jednak głupi. Wiem z autopsji. Zawsze spierdzieli coś fajnego.
Ale koniec z ubolewaniem, do roboty się trzeba wziąć.
W święta dzwonił kuzyn z Niemiec i zaproponował nam wspólny wyjazd w Alpy na narty. Pod koniec marca na się to stać. Na nartach nie jeżdżę, ale od 20 lat pragnę się nauczyć. 3 lata temu skompletowałam sobie nawet sprzęt, ale kuźwa na tych Kaszubach to nawet zimy nie było. A jak już naśnieżyli na tydzień jakąś górkę to były dzikie tłumy jak w Markecie przed Swiętami. Mam nadzieję, że w tym roku uda mi sie zjechać parę razy, może nawet się nauczyć i może nawet się nie zabiję. Jeśli chodzi o umiejętności reszty rodziny w nartowaniu, to sa one mniej więcej takie jak moje z tym, że
1. Mój mąż na mniejszą wyobraźnię ode mnie więc przypina narty i jedzie na łeb i szyję,
2. Moja nastoletnia córka, jak idzie z nartami na ramieniu to wygląda jakby to było jej naturalne środowisko, tak samo ma gdy już zapnie narty. Jedzie jakby się w nich urodziła.
3. Mój nastoleni syn w ogóle nie używa nart, bo woli snowboard. Pierwszy zjazd był niepewny, pewnie dlatego, że trasy nie znał, za drugim razem jechał jak stary.
4. Mój bardzo małoletni bo 3letni syn jeszcze nie widział górki z wyciągiem i na razie tak zostanie.
5 Ja oczywiście w tej klasyfikacji wyglądam najsłabiej ba, żałośnie bym powiedziała, bo nawet własne dzieci wstydzą się takiej pokraki, co całą górę pługiem jedzie 5 na h.
Ale się nie zniechęcam bo tak ja 20 lat temu, tak i teraz mam wielką ochotę nauczyć się jeździć, choćby miała to być ostatnia nauka w moim życiu.
Dlatego też muszę zrzucić parę kilo, bo na mnie to nie można nawet siły wypięcia nart ustawić, a i chudszemu łatwiej choćby pozbierać się po upadku.
Dobra lalki, idę spać
ACHA !!!!!!
WSZYSTKIEGO NAJCHUDSZEGO W NOWYM ROKU.
ajrin4
29 kwietnia 2009, 18:55Fajnie piszesz, ale coś dawno nie robiłaś wpisu... Czyzbyś nie miała o czym pisać? A może czasu Ci brakuje? Trójka dzieci i mąż, to bardzo absorbująca rzeczywistość :) Stosujesz jakąś konkretna dietę, czy próbujesz tak, jakoś "po omacku"? A na nartach byliście:?
enigmaa
8 stycznia 2009, 22:33Fajna sprawa musi być takie szusowanie. Ja bym raczej była w twojej lidze :) Kiedyś wybrałam się na stok , zapięłam narty i...przewróciłam się zwichnąwszy sobie kostkę . Więcej nart już nie zapięłam , stok widziałam i nie przewiduję ponownych odwiedzin. :) Chciałabym szusować ,wyobrażam sobie ,że uczucie wolności musi być porównywalne do fruwania...ale boję się . Trzymam kciuki za rezultaty w odchudzaniu. Powodzenia