Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Start :)


Wczoraj zasypiałam syta i podekscytowana pierwszym dniem diety. Nie mogłam już się doczekać nowych dań. Ranek jednak okazał się inny. Nie było ekscytacji tylko uczucie głodu, który najchętniej uciszyłabym swoim ulubionym omletem z dżemem i bananem. Jednak dzielnie wzięłam się za przygotowywanie posiłku z diety. Kiedy otwierałam lodówkę z trudem powstrzymywałam się, aby czegoś nie skubnąć (dodatkowe kalorie). Patrzę,że będą potrzebne orzechy. No nie, czas oczekiwania na śniadanie wydłuży się. Mam orzechy włoskie w skorupce. Obranie ich zajmie mi wieeeki. Dzielnie dotrwałam do końca. Uprażyłam orzechy i nasiona słonecznika. Kolejny raz się przeraziłam, gdy zobaczyłam odrobinkę płatków owsianych, a do tego niewielką ilość serka twarogowego. Myślę WTF jak mam się tym najeść. Odrobinę  humor poprawiły mi dwie łyżeczki miodu, a kiedy dolałam opakowanie naturalnego jogurtu micha wypełniła się konkretnie :) Śniadanko okazał się przepyszne i syte. Przetrwałam dzień na diecie nie chodząc głodna.Ekscytuje się każdą potrawą. Zaraz ruszam zrobić jedzonko na jutro do pracy. Nic nie jest straszne, tylko zależy jakie masz podejście;) (No może grejpfrut jest straszny i mimo pozytywnego podejścia zjedzenie dwóch sztuk doprowadziło mnie do łez pod oczami :D ) Do (zdrowego) jutra. :)