Witajcie po przerwie :)
Chyba się wreszcie wychorowałam. Wracam do ćwiczeń i tego wszystkiego, co popycha do przodu. Przekonałam się, po raz kolejny zresztą, że nie jestem niezniszczalna i "trybiki czasem naoliwić muszę" i o siebie dbać. Co tam, że jeszcze tyle rzeczy do zrobienia - jak przychodzi pora, to po prostu trzeba dać ciałku odpocząć i tyle. Rano jakoś tak wszystko wydaje sie proste - wystarczy się przespać z problemem i już jest pieknie. Zainwestowałam ostatnio trochę w stroje do ćwiczeń i jak patrzę w lustro, to mimo niedoskonałości tu i ówdzie, miło się na serduchu robi - od razu zapał rośnie. Lekarz zalecił mi więcej ruchu, więc z czystym sumieniem rzucam wszystkie "niecierpiącezwłoki" obowiązki i idę na szybki, długi spacer, robię brzuszki, babskie pompki i squady. Przedłużyłam abonament vitaliowy o pół roku i obiecuję, że ćwiczyć będę. Zostawiam samochód w garażu i załatwiam sprawy "na piechotę". Buduję formę, żeby od września zacząć biegać - wciąż wierzę, że się uda, jednak do tego muszę koniecznie zrzucić wagę - inaczej nie ma opcji. Na razie, jak w wierszu Tuwima - "ruszyła jak żółw ociężale... :" - ale już nabrala trochę rozpędu ;)