Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Pomiaru nie było


W ten piątek, nie odważyłam się wejść na wagę. Jestem jakaś taka nabomblowana i opuchnięta. @ powinna być kilka dni temu. Bule podbrzusza są, a farancy nic a nic. Może zmiana trybu życia ( dieta, ćwiczenia ), częste zmiany klimatu ( taka praca ), coś  jej poprzestawiały. 

Czuję też takie ogólne..... hmmm.... szukam odpowiedniego słowa......:?  ZOBOJĘTNIENIE. Tak to idealne słowo.

Niby dietuję ale już bez takiego powera jak wcześniej. Niby ćwiczę ale też tak jakby ze znudzeniem. 

.........................................................................................................................................

Z pozytywów:

Zauważyłam kilka zmian w swoim organizmie. Będąc nad morzem, jadłam to na co miałam ochotę. No 2 dni, to przecież człowiek może.

I tak. W nocy w podróży, pozwoliłam sobie na puszkę coca-coli. O jak ja później cierpiałam. Dopadła mnie taka zgaga, że pół dnia się później męczyłam. ( Zrobiłam również taką próbę przed wczoraj i sytuacja się powtórzyła ). 

Wniosek: Mój organizm już średnio toleruje tego typu napoje. Jeszcze łatwiej mi z nich teraz zrezygnować, pamiętając tę cholerną zgagę.

Pierwszego dnia pobytu, poszłam na wytęsknioną, smażoną rybę w panierce :) Uwielbiam :) Z frytkami oczywiście. Punkt od kilku lat sprawdzony. Ryba jak zawsze pyszna. Wieczorem, ból brzucha. I to nie taki jak na zatrucie pokarmowe. To był ból podobny do tego z przejedzenia. Czułam się "zatłuszczona".

Wniosek: Mój organizm przyzwyczaił się do zdrowego, w miarę lekkiego jedzenia. Z takim ciężkim średnio sobie radzi. Również łatwiej omijać tego typu zachcianki, pamiętając jak się męczyłam.

Drugiego dnia pobytu, zjadłam już normalne śniadanie ( czytaj zdrowe, domowe jak z diety ). Na obiad poszliśmy domowy. Pamiętając wczorajszy ból brzucha, zamówiłam pomidorową i pulpety z ziemniakami i tartą marchewką. Całkiem, całkiem. Najpierw zupa, później drugie i....... mniej więcej po skonsumowaniu 3/4 drugiego dania, mój żołądek powiedział STOP. Miłe uczucie. Nie znałam wcześniej. Jedząc dania z diety, mam porcje dopasowane w sam raz. Zjadam, zazwyczaj jestem najedzona i nie zastanawiam się nad tym czy zjadła bym więcej czy nie. A tu proszę :) Miesiąc temu, wciągnęłabym ten obiad dalej i za godzinę kebaba ;)

Wniosek: Widzę wyraźny "skurcz żołądka" ;) Odnalazłam granicę w jedzeniu. Może to nie wiele ale dla mnie nowość :)

........................................................................................................................................

Dziś w nocy, odstawiłam moją córkę na pociąg. Pojechała w góry, na kolonie. Ja urlopuję dopiero za tydzień ( od wtorku ) aż do 21.08. Obawiam się lekko jak będzie z moją motywacją do ćwiczeń i diety. Jadę z kumpelą i naszymi dziećmi. Co prawda umówiłyśmy się, że jedna drugą motywuje. Że na "miasto" jeść idziemy max 3 razy. Mamy grilla i kupę pomysłów na lekkie jedzenie. Oby tylko silnej woli starczyło :)

 

  • EfemerycznaOna

    EfemerycznaOna

    2 sierpnia 2016, 09:25

    Udanego wypoczynku

  • .Wiecznie.Gruba.

    .Wiecznie.Gruba.

    1 sierpnia 2016, 13:42

    Ja non stop piłam colę a teraz jak zrobię łyka to bleeee nie mogę. Ale to dobrze, nasze organizmy nie toleruja już złego jedzonka ;)

    • Emilia2510

      Emilia2510

      1 sierpnia 2016, 18:58

      Dokładnie. Ja mogłam cole wypinac hektolitrami. A teraz? Cieszę się, że organizm się odzwyczaił :-)

  • kawa.z.mlekiem

    kawa.z.mlekiem

    1 sierpnia 2016, 13:42

    Pozytywne zmiany u Ciebie :) Ja jeszcze nie miałam wyskoków (urlop będę mieć dopiero w grudniu), ale zgadzam się co do porcji jedzenia. Co do wyjazdu to wiadomo, że dieta to wybory a nie karanie się. Więc będziesz miała okazję sprawdzić się i na tym polu. Pozdrawiam.

    • Emilia2510

      Emilia2510

      1 sierpnia 2016, 18:57

      Oj tak. To będzie taki duży egzamin ;-) Będę zdawała relację w miarę możliwości ;-)