U mnie nadal pesymistycznie. Znów czuję się napuchnięta a @ nie widać :( Jest mi źle, niech mnie ktoś przytuli.
Muszę poważnie zastanowić się nad tym, co jem, bo chyba trochę za dużo na raz wrzucam do śmietnika. Kalorycznie myślę, że jest ok, gorzej z ilością. Jak tylko będę miała chwilę to sobie wszystko policzę i przeliczę i zobaczymy. Póki co cieszę się, że już się tak nie napycham. Chociaż nie mówię, wcale nie jest łatwo oprzeć się pokusie. Wczoraj Młody jadł lody, ja się zawzięłam i udało się, nie zjadłam. Czeka mnie ciężka niedziela – obiad u mamy, a więc i ciasto będzie. A u mamy się nie odmawia. I to jest najgorsze. Ona jakby nie rozumiała, co ja czuję, czego potrzebuję. Ostatnio na obiad zrobiła pyszne pieczone nóżki z kapustą a’la bigos i kopytkami. Poprosiłam o 4 kopytka, bo wiem, jaka to bomba kaloryczna. Powtarzałam jej kilka razy, że nie chcę więcej (a doskonale wie, że się wzięłam za siebie). No to włożyła mi z 15 sztuk do tego polała tłuszczem. No coś mnie trafiło. Ile można mówić? No ale cóż, rodziny się nie wybiera. Dobrze, że takie obiady trafiają się naprawdę rzadko.
A kontynuując sprawy posiłków, to jadam naprawdę smacznie. Kocham mannę, więc gości u mnie 3-4 razy w tygodniu. I to w pracy. Rano gotuję ją sobie w domu, wlewam do słoika i w pracy mam pyszne śniadanko. Nie słodzę jej jak kiedyś. Dodaję za to owoce, lub dżem, w zależności, co akurat mam w domu. Płatki owsiane zalewam różnymi sokami na noc. Rano dodaje jogurt i owoce – pycha. Dodatkowo też ich nie słodzę. Lubię pieczywo z chrupiącymi ziarnami, więc też nie narzekam na razowce. Może w końcu sama coś upiekę? Ogólnie naprawdę nie katuję się dietą. Jadam wszystko. Tylko zanim coś włożę na talerz zastanawiam się, czy na pewno musi być tego aż tyle. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że jestem w gościach, ktoś robi obiad/poczęstunek, a ja mówię, że nie zjem bo jestem na diecie. Dla mnie to chore. Ale może ktoś musi mieć większego bata nad sobą niż ja. Najważniejsze, aby pozbywać się balastu. W końcu zostało mi jeszcze 349 dni aby być śliczną i w miarę szczupłą dziewczyną. To dużo czasu, nie muszę nic robić na szybko. I już się nie mogę doczekać. Zwłaszcza gdy widzę, jak coraz lepiej leżą na mnie różne ubrania. To motywuje. Tylko ta głupia szklana nic nie pokazuje...
A dla tych wszystkich co myślą, że jest mi łatwo – JEST CHOLERNIE TRUDNO!!! Ale satysfakcja i mina mojego ex gdy mnie zobaczy szczuplejszą i piękniejszą dają takiego kopa, że hej!! No i zdecydowanie lepsza kondycja też robi swoje :)
Pozdrawiam
Gruba Emi
Qualcuna
23 lipca 2015, 23:39trzymaj sie mocno i nie odpuszczaj, nie daj sie zlamac tym co kusza jedzeniem pysznym ale kalorycznym. z tego co wymienilas na obecnej diecie nie moge (tzn nie powinnam) jesc kaszy mannej (a uwielbiam grysik, niestety nawet nieslodzony jest tuczacy, nie bez powodu niemowlaki nabieraja od niego cialka), chleba z ziarnami lepiej unikac, bo te ziarna wg moich dietetykow uwazane sa za tluszcze, no i soki odpadaja, nawet te 100%, skoncentrowana fruktoza czyli cukier. takie drobnostki a od nich sie tyje. oczywiscie w wiekszych ilosciach, a tych pewnie unikasz. mnie najbardziej 'dotknelo' ograniczenie owocow i nabialu, bo glownie nimi zajadalam sie przy odchudzaniu, a teraz mam ich malo w diecie. przyszlego lata obie bedziemy szczuple, jestem tego pewna!
aluna235
23 lipca 2015, 20:41Małymi krokami do celu... Powodzenia!