Do napisania tej notki skłonił mnie mój motylek prawie już w połowie drogi paska wagi. Ach, pamiętam jak na początku szło mu opornie... Lecz pomalutku, pomalutku, najpierw zmiany żywieniowe, drobne, ale stałe. Bo o wiele lepiej jest modyfikować swoją dietę niewiele, lecz ciągle, niż przejść na dietę-cud rzucić ją po dwóch tygodniach i zapłacić za to efektem jo-jo.
Do tego- pozytywne nastawienie( to wbrew pozorom bardzo ważne, trzeba zaakceptować siebie, myśleć, ze przecież robimy to dla siebie, w trosce o nasze ciało i ma to być dla niego dobro, a nie jakaś udręka)
Ruch to zdrowie, nie ma co. Już codzienny 25 minutowy spacer robi swoje. Nie tylko spalamy kalorie, ale odreagowujemy również stresy, oddychamy nawet jeśli nie świeżym to przynajmniej nie stęchłym powietrzem.
25 minut to nie tak dużo, biorąc pod uwagę ile czasu niepotrzebnie tracimy na telewizję, Sieć, czy pogaduchy przez telefon. A może domowy pupil chciałby sie w końcu wybiegać, ale my nie mamy dla niego czasu, za to on dla nas musi być taki jaki chcemy (to ostatnie to deliberacja, nie mam i nie miałam psa).
Do dzieła więc!