Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
[40.] PIĄTA NAD RANEM

Obudził mnie ból zęba. By zasnąć ponownie, musiałabym łyknąć kolejną różową pastylkę. Tyle, że nie mam ochoty przegiąć z tymi proszkami. Konsekwencję łykania zbyt dużej ilości niewinnie wyglądających tabletek zbyt dobrze są mi znane. Zaparzyłam, więc rumianek...Jak odrobinę przestygnie przepłuczę otwór gębowy i spróbuję jeszcze podrzemać...a nóż, widelec (i łyżka) się uda. 

Oczywiście, zarejestruję się do dentysty, ale pewnie dopiero na piątek...wolę już nawet nie myśleć o kolejnym dniu i nocy z tym bólem...chyba sama dokonam jego ekstrakcji.

Dzisiaj ostatni dzień warzywno-jaglano-owocowy... Przyznam bez bicia, że nie do końca przestrzegam zasad. Przykładowo wczoraj wypiłam trzy kubki pomidorowej, a nie powinnam spożywać nabiału w postaci śmietany i soli, która pewnikiem została dodana przez mą matulę. I teraz rozumiem...za grzech kulinarny trafiłam już do przedsionka piekła.