Od prawie tygodnia jestem na diecie naszych prapraprapra(plus ileś tam pra)dziadów co z maczugami (podobno) latali.
Jak do tej pory moje ulubione śniadanko to parówki (bez azotanów) smażone na oliwie z oliwek z cebulką okraszone pokaźną ilością szpinaku. Po prostu, pycha :)
Przepisy biorę z książki Robba Wolfa:
a w najbliższej przyszłości (pewnie po obozowej) zamierzam nabyć pozycję Cordaina i Friela:
Plusem tych przepisów jest łatwość przyrządzenia i szybkość wykonania, co dla osoby biegającej między treningami a pracą jest mega istotne ;)
Z ciekawości stanęłam na wadze (mimo, że to nie jest mój dzień pomiarów) i okazało się, że od poniedziałku straciłam na wadze prawie dwa kilogramy. Troszkę mnie to zaskoczyło...mile zaskoczyło. Obecnie moja waga pokrywa się z tym co na pasku, czyli pierwszy raz od niepamiętnych czasów ;P
Ze swojej diety wyeliminowałam wszelki nabiał, produkty mączne, zbożowe i strączkowe. Jem spore ilości (jak dla mnie) mięsa białego, drobiu i ryb. Do tego ogrom warzyw i sezonowych owoców oraz (oczywiście) orzechów wszelakich (od moich ulubionych migdałów, przez włoskie po makadamia).
Zobaczymy co będzie dalej ;)
ewcia.1234
4 sierpnia 2013, 11:00uważaj na jojo ;)
MadameRose
3 sierpnia 2013, 09:04Dieta uboga w nabiał może być dla Ciebie bardzo ryzykowna? Czy kolejna "suer" dieta, to na pewno dobry pomysł? :)
Caatty18
3 sierpnia 2013, 08:45Nie dla mnie ta dietka :)
Fryzja
3 sierpnia 2013, 08:43Wbrew pozorom ta dieta jest mocno restrykcyjna. Najważniejsze jest Twoje samopoczucie. Jeśli nie sprawia Ci trudności i daje efekty to czemu nie. Pozdrawiam :-)