Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
do pewnych decyzji trzeba dojrzec...

Przejrzałam dziś swój pamietnik i z dumą musze przyznac, że już od dawna nie rozpoczynałam swoim wywodów od słów "zaczynam od poczatku", "teraz sie uda", "poległam" :) Caly czas dzielnie cwicze i dbam o zdrowe żywieniowe wybory. I nie odczuwam tak jak kiedyś, że robie to tylko teraz, na ten "czas odchudzania". Dokładnie od 17 stycznia zeszłego roku cwicze 5-6  razy w tygodniu i robie to naprawde chetnie. Tak mi juz to weszło w krew, że jak nie mam możliwości pocwiczyc to mam uczucie, ze czegos mi brakuje :) Waga praktycznie stoi w miejscu (coz taka chyba moja uroda), ale cialo wyglada o niebo lepiej :) Teraz swiadomie wybieram do jedzenia to co zdrowsze i nie jestem na jakiejś specjalnej diecie. Jem mniej i wybieram świadomie. Czasem skusze sie na cos słodkiego, ale nie jest to tak jak kiedyś, że mogłam wpaśc w słodyczowy ciąg i jadłam bez opamietania. Teraz naprawde świadomie umiem sobie powiedziec "stop"!

Zmienil sie także mój sposób patrzenia na wage. Kiedyś zawsze narzekalam, że waga ani drgnie. Czasem w komentarzach dziewczyny pisały-"nie waż sie! mierz sie!" a ja nie potrafilam tego zrozumiec! Przeciez kilogram to jednostka masy! a nie centymetr ;) Teraz gdy cwicze regularnie /a szczegolnie gdy zaczelam cwiczyc E.Chodakowską/ to NAOCZNIE widze, że chudne i wage... mam głeboko w pupie ;) Bo waga dalej ta sama, a jednak spodnie luźniejsze, bluzki obszerniejsze... MAGIA!

Może dojrzałam do tego kim jestem? Może w końcu uświadomiłam sobie to co do mnie nie docierało? Że zawsze lubiłam siebie, ale ze swiadomoscia, że jest cos do poprawy? A teraz po prostu lubie siebie, ze świadomością, że działam, że walcze i na dodatek jestem z siebie dumna? I Że długa droga przede mną, ale na każdym etapie mojego życia lubie sie, nawet z tymi kilogramami? Bo jednak cos robie! I nikt mi nie zarzuci, że nie dbam o zdrowie. Że jestem leniwym grubasem. Nie i już :) Może i nigdy nie osiągne  fit figury, ale pracuje nad sobą :) I tego sie trzymam.  Żałuje że tak późno- ale lepiej późno niz wcale. Wszystkie moje porazki były po to bym w końcu umiała to zrozumiec!

I tak sobie myśle, że ja ciągle mialam jakis plan. Plan że schudne, plan ze wymienie zawartosc swojej szafy na bardziej elegancka, pal, ze dopiero jak bede taka och i ach to bede szczesliwa. Jakby to było wyznacznikiem szczescia. A kto powiedzial że tak ma byc? Przecie to ode mnie zależy :)

Ok, nie zanudzam juz :) Ćwiczenia na dzis wykonane- skalpel wyzwanie czy jakoś tak... Teraz lece pod prysznic, potem jeszcze heratka z rumiankiem i lipa, ksiażeczka i spac! Bo jutro wczesnie trzeba wstac!

PS. Dzis zmierzyłam sie tak konkretnie! Mopje udo ma tyle ile moja szyja :/ Albo to dobrze swiadczy o moim udzie albo ardzo źle o mojej szyi :/ Teraz to bedzie moj wyznacznik :))

Pozdrawiam!

  • ORene81

    ORene81

    8 czerwca 2017, 21:56

    Ja też lubię ćwiczyć bo to nie do opisania uczucie zmęczenie plus taka euforia po zakończeniu ćwiczeń ale mi brak samozaparcia w zdrowym żywieniu dlatego daleko mi do takiej satysfakcji jak u Ciebie.

  • ORene81

    ORene81

    8 czerwca 2017, 21:54

    Miło się Ciebie czyta,wytrwałości życzę

    • evelevee

      evelevee

      8 czerwca 2017, 22:17

      Rowniez zycze Tobie wytrwałości i jak najczęstszego uczucia radosci po ćwiczeniach ;)