Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Nawet nie wiem, jaki dać tytuł..


Hmm, znów odblokowało mi się uczucie z początku wakacji. Mianowice : "jestem okropnie gruba, wszędzie jest tłuszcz, świnia świnia świnia". I od razu 'killer' Chodakowskiej, o zgrozo-nie dałam rady (tylko połowa) więc co? Idzie skalpel. Skończyłam, chwila przerwy i zaraz 20 minut treningu ( własne ćwiczenia, trochę z różnych programów, ogólnie wycisk, pot był). Później 10 minut hula-hop.
To jest chore, że przez cały dzień nie mogłam zmusić się do czegokolwiek a nagle taki wstrząs i nadal mam niedosyt ćwiczeń..
Lepiej późno niż wcale, ale.. :P
Najgorszy jest ten wstręt. Humor spada o 100. I nic się nie chce. Albo ćwiczyć ćwiczyć ćwiczyć. Ciekawe, ile to potrwa. Czy chwilowe czy znów na jakieś 2 miesiące.. 




Tak strasznie tęsknię za latem/ późną wiosną i za jazdą na rowerze. Po prostu coś pięknego ♥


Najprawdopodobniej w sobotę jadę po sukienkę na 100. Trochę mi się odmieniło bo chyba jednak chcę długą-ale taką, którą będzie można później skrócić. Mam nadzieję,że to nie będzie kolejna przyczyna płaczu z powodu wyglądu. Już nawet nie chce mi się siedzieć przy komputerze, idę ogarnąć się do końca i spać.

P.S. Jutro ważenie i mierzenie. Jakaś motywacja będzie mam nadzieję..

  • polihymnia

    polihymnia

    29 stycznia 2014, 15:38

    znam to dobrze.... ja ostatnio mam okres zgoła odwrotny na szczęście :) najczęściej takie smutki łapią mnie jak zaliczę atak obżarstwa

  • siczma

    siczma

    28 stycznia 2014, 22:36

    Oh, skąd ja znam takie zalamania;(