Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
RÓWNIA POCHYŁA


No to praktycznie dotarłam do punktu wyjścia ,czyli do wagi z jaką zaczęłam. Schudłam 0,9kg i podejmujemy dalszą walkę, z jednej strony jestem z siebie dumna bo oparłam się wczoraj olbrzymiej, naprawdę olbrzymiej pokusie schrupania jakiegoś ciasteczka, chipsa czy czegoś równie niezdrowego-już jedną nogą byłam za progiem domu w drodze do sklepu i udało mi się zwalczyć pokusę, zjadłam banana i od razu zrobiło się lepiej, potem stanęłam przy desce do prasowania i głupoty z głowy wyparowały. Och żeby tak zawsze udawało się wygrywać z samą sobą-ale to jest bardzo trudne, łatwiej wygrać z kimś aniżeli ze sobą.
Taki paradoks ziemski, łatwiej stoczyć walkę z wrogiem niż ze swoim ciałem

Stoję przed kolejnym tygodniem i zastanawiam się co będzie-chcę by było dobrze i mniej na wadze za tydzień ale się nie zarzekam.

Do następnego razu