Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1558
Komentarzy: 11
Założony: 14 kwietnia 2016
Ostatni wpis: 16 maja 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
fat.katiusza

kobieta, 32 lat, Gdańsk

163 cm, 64.80 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

16 maja 2016 , Komentarze (5)

Cześć wszystkim :)

Oj deszczowy ten dzisiejszy poniedziałek. Ale to nic, trzeba będzie wbić się w adidaski i zrobić jakiś porządny trening. Tym bardziej, że wczoraj zgrzeszyłam. 

Tak jak w sobotę zacisnęłam zęby i udało mi się powstrzymać, tak wczoraj, nie potrafiłam odmówić sobie ciacha i kawy z kumpelą z którą pojechałyśmy na przejażdżkę rowerową. Zjadłam ciągnące się brownie, które miało chyba milion kalorii, ale chyba czasami taka przyjemność nie zaszkodzi, prawda? <łudzi się> :))

Szybko jeszcze podsumuję poprzedni tydzień:

Poniedziałek: 9 km biegu + 1 km marszu 

wtorek: 9 km biegu + 1 km marszu 

środa: -

czwartek: 9 km biegu + 1 km marszu 

piątek: 10 km na rolkach + 5 km rowerem

sobota: 30 km rowerem 

niedziela: 20 km rowerem + 5 km biegu 

Całkiem ładnie :) 

A teraz czas zacząć nowy tydzień i chociaż pogoda bardziej zachęca do zostania w łóżku to chyba ruszę tyłeczek i pójdę pobiegać do parku. 

Trzymajcie się kochani i do usłyszenia! :)

15 maja 2016 , Komentarze (2)

Dzień dobry w niedzielny poranek :)

Jak minął tydzień? U mnie dobrze chociaż przychodzę do was aby opowiedzieć Wam co stało się wczoraj wieczorem. 

Cały dzień był bardzo udany. Jednak wieczorem siedziałam przed kompem i myślałam nad tym dlaczego jest sobota, a ja zamiast pić piwo ze znajomymi, śmiać się i rozmawiać siedzę przed komputerem i czekam aż się ściemni by iść pobiegać. Tak bardzo zaczęłam się nudzić, że pomyślałam, że może lepiej wyjść na rower. I tak siedziałam myślałam o piwie, rowerze, bieganiu. Zastanawiałam się czy lepiej poczekać aż się ściemni by pójść pobiegać ( a to bardziej mnie zmęczy, więc da lepsze rezultaty w odchudzaniu),z drugiej strony wyjść na rower w tym momencie, bo zaczęłam kręcić się w kuchni i myszkować w poszukiwaniu jakiejś jedzeniowej zdobyczy. I tak myślałam i nie mogłam się zdecydować. Od tego myślenia, rower czy bieganie, pomyślałam najlepiej pójdę po draże śmietankowe i piwo, bo już mi się tej całej aktywności odechciało. W głowie już pełno argumentów: w diecie trzeba czasami zaszaleć żeby nie zwariować, jutro będę miała więcej motywacji na cały tydzień, bla bla bla. Schemat taki jak zawsze. Ostatecznie była już 21 i do sklepu nie chciało mi się iść. Wpadłam na genialny pomysł ubiję sobie kogel mogel, oczywiście z samych białek żeby było mniej kalorycznie. Wbijam, szybko, łapczywie, białka do miski, chce już to zjeść! Gdzie jest ta cholerna ubijaczka?! Nagle myśl. Co ty dziewczyno robisz? Lepiej nie myśl za dużo tylko wsiądź na ten rower a nie, wymyślasz i użalasz się nad swoją grubą  dupą. 

I wiecie co zrobiłam zostawiłam te rozbite jajka, wzięłam telefon, wodę i pojechałam. 

Jeździłam w nocy po mieście i słuchałam ulubionej muzyki. Zrobiłam 30 km. Byłam szczęśliwa, zadowolona, śmiałam się sama do siebie. 

Czy naprawdę warto rzucić wszystko dla 5 min poczucia błogości w ustach?

Nie warto. 

8 maja 2016 , Komentarze (2)

Hej kochani :) 

Jak mija weekend? coś czuję że aktywnie? :) 

Ja wczoraj troszkę popedałowałam. Muszę przyznać że ten Gdańsk to jest naprawdę niesamowity. Cholerka, 20 min i czujesz się jak na jakimś odludziu :) Wczoraj pierwszy raz jeździłam po lasach oliwskich, fakt moja damka bez przerzutek, może nie jest najlepiej dostosowana do takich terenów, ale dała rade! Było niesamowicie!

Poza tym w tym tygodniu udało mi się zrobić 2 treningi Ewy Chodakowskiej i jeszcze jedną trasę rowerową w piątek.

Dieta?

Byłaby wzorowa gdyby nie wczoraj :( No żesz kurde, musiałam zjeść te białe michałki i draże śmietankowe... głupia ja. 

Ale niemniej jednak jestem zadowolona i jakoś pozytywnie nastawiona :) Przytyłam. To fakt. Błędów nie cofnę, ale mogę naprawić. Miałam zły czas w swoim życiu, ale trzeba zawalczyć o siebie, o poczucie swojej wartości i zdrowie. 

Niestety tą piękną niedziele spędzam przed komputerem i moimi magisterskimi wypocinami. Jednak dzisiaj zrobiłam pyszny obiad. Kotleciki mięsno-jaglane z buraczkami i ziemniaczkami. Taki niedzielny, domowy obiad ;) Było prze-pyszne! 

Planuję jeszcze poćwiczyć Ewkę lub pójść pobiegać, ale coś czuję że jednak wygra to pierwsze. 

Kochani zmykam i wszystkim życzę wytrwałości. 

Pozdrawiam, Kasia.

14 kwietnia 2016 , Komentarze (2)

Dzień dobry, 

Znalazłam się tutaj bo chyba potrzebuję wsparcie. Jestem na bardzo złej drodze, weszłam na nią i niestety nie mogę wyjść, a idę nią już bardzo długo, jestem bardzo daleko mojej dobrej drogi. Pomożecie?

W skrócie opowiem Wam moją historię. 

Waga jest dla mnie wyznacznikiem wszystkiego. Od małego byłam pulchniutką dziewczynką, której oczywiście wszyscy o tym fakcie przypominali. 

Jednak w liceum postanowiłam zmienić swoje ciało. I zmieniłam. Dzięki niskokalorycznej diecie, myślę, że wtedy jadłam około 500 kalorii dziennie, schudłam 15 kg. Wszyscy dookoła byli zachwyceni, ja też. Na studniówce czułam się rewelacyjnie. Obcisła, sukienka, obcas, długie blond włosy. 

Jednak niskokaloryczna dieta wpędziła mnie w zaburzenia odżywiania. Przed maturą zaczęłam zajadać stresy, później każdy oblany egzamin na prawo jazdy zajadałam w samotności czekoladami. Ale wtedy było to bardzo sporadyczne. 

Na studiach zaczęło się chodzenie po słodycze do sklepu. Kosz wypełniony czekoladami, cukierkami, ciastkami, a na odmulenie kupowałam ser, bułki i masło. I zjadłam wszystko, doszczętnie. W przeciągu 30 min, 40 min? 3 tabletki xenny, sen i rano dieta od nowa. 

Mam wrażenie że jeszcze kiedyś kontrolowałam to. Były napady, ale nie tak często. 

a teraz z prehistorii przejdźmy do historii najnowszej:

W maju ubiegłego roku poznałam mojego pierwszego chłopaka. Nie był idealny, ale było mi z nim dobrze. Będąc z nim również miałam napady ale w sumie to związek motywował mnie do dbania o siebie i znacznie rzadziej miałam epizody z kompulsami.

Byliśmy ze sobą około 1,5 roku. W sierpniu powiedział, że już mnie nie kocha i że nie ma sensu żebyśmy byli razem. Nie załamałam się totalnie. Oczywiście ryczałam w poduszkę, to normalne, ale miałam też motywację do działania. Zaczęłam biegać, zdrowo jeść, jeździłam na rowerze. Nie myślałam o kilogramach. Myślałam tylko, jescze mu pokażę, co stracił. Schudłam, naprawdę schudłam. Ważyłam 55 kg. 

Jednak jak się okazało powodem naszego rozstania była inna dziewczyna. Po około miesiącu paradował już z inną za rączkę. 

Wpadłam w jakiś dół. Niedość że od zawsze jestem zakompleksiona, to jeszcze takie coś. Ta dziewczyna jest ładna, szczupła. Oczywście zaczęło się porównywanie. Jednak chyba nie to jest powodem mojego samopoczucia. Razem z nim odeszło z mojego życia wiele. Jeździliśmy na rowery, spotykaliśmy się ze znajomymi, chodziliśmy na spacery, uwielbiałam robić mu kawe i gotować, czułam że po prostu mam kogoś tylko dla siebie. 

W tej chwili waże 65kg. Od ok 5 miesięcy ożeram się w samotności, wczoraj też to zrobiłam. Przytyłam 10 kg. 2 dni jestem na diecie, 2 dni się obżeram. Czuję się okropnie. Grubo, zaniedbanie. 

A wiecie co jest najgorsze? że mimo wszystko, mimo tego złego samopoczucia, ja nie mam motywacji do odchudzania, ja nie mam motywacji do tego żeby czasami powiedzieć nie. 

Ja karam się tym jedzeniem. 

Ot i taka moja historia.