Zaliczyłam wczoraj egzamin na pomarańczowy pas! Rety, jak się cieszę.
Mało kto z mojego otoczenia rozumie jakie to uczucie. Podejrzewam, że podobne do tego, które towarzyszy maratończykowi po przekroczeniu mety. Mój pomarańczowy pas jest dla mnie nagrodą za miesiące solidnej pracy i dowodem progresu, jaki osiągnęłam. Całe szczęscie, że mój mężczyzna podziela moją radosć. No cóż, on czarny pas ma już od dwunastu lat... jeszcze go dogonię :)
Cieszę się dziewczyny (i chłopaki, jesli są tu tacy). Cieszę się okropnie, bo jeszcze trzy lata temu spokojny chód był wyzwaniem z powodu moich problemów z kręgosłupem. Nigdy bym nie pomyslała, że dane mi będzie powrócić do sztuk walki.
Trochę jestem obolała, ale w jakis sposób to dobry ból, dowód na to, że dałam z siebie wszystko.
Teraz poprzeczka w górę, następny jest zielony!