Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
The battle...


Walka trwa... Dzis naprawde,ale to naprawde niewiele brakowalo,zeby szlag trafil diete. Od rana chodzila za mna jakas kaloryczna rozpusta. Po powrocie z centrum handlowego mialam iscie diabelska ochote zamowic pizze. Juz wyjmowalam pieniadze i bralam telefon do reki... na szczescie Garfildus mnie od tego odwiodl. Nie sprawdzalam ile punktow ma kawalek pizzy,ale ide o zaklad, ze na jednym kawalku by sie nie skonczylo i moja 'faza natarcia' zamienilaby sie w 'faze zawodu i poczucia winy'. Zreszta... dzis i tak ledwie wyrobilam sie w przydzielonej liczbie punktow. Taki ze mnie glodomor... Jako,ze za cwiczeniami tez nie przepadam,to dzis na orbitreku nabilam tylko 200kcal no i 300 brzuszkow...a wlasciwie polbrzuszkow. Grunt,ze cokolwiek;-). Od wtorku, kiedy to wazylam 83,7kg zrzucilam te 0,7kg. Teraz mam rowniutkie 83kg!;-). Zawsze to jakas motywacja. Pierwszy pomiar dopiero w przyszla sobote. Zobaczymy ile bedzie za tydzien... Trzymajcie kciuki,zeby znowu mi sie jakas pizza nie uroila;-). Damy rade!

  • garfildus

    garfildus

    3 stycznia 2015, 22:15

    grunt, że rosół pomógł :) człowiek głodny nie myśli racjonalnie :D :*

  • 98kasia98

    98kasia98

    3 stycznia 2015, 21:56

    Najgorsze są pierwsze dni, tygodnie, później już nawet się tak jeść tego słodkiego czy fast foodów nie chce :D Na pewno dasz radę i nie ulegniesz :P

  • czarnaOwca2014

    czarnaOwca2014

    3 stycznia 2015, 21:22

    Hahah skąd ja to znam :D Dobrze że masz na kogo liczyć :D