Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Zabiegana już od rana


O maaaamo! Narzekałam na jednodniowe zaniedbanie Pamiętnika a tymczasem ten wpis pojawia się w trzeci dzień (strach) To wszystko przez to że w przyszłym tygodniu, już w poniedziałek, wyjeżdżam na moje wymarzone wakacje do Włoch <3<3<3 No i jak wiadomo w takiej sytuacji parę spraw zawsze jest jeszcze do załatwienia. Totalnie nie pamiętam co jadłam na śniadanie dnia pierwszego zaniedbania pamiętnikowego, ale chyba musiało to być coś dobrego :p[EDIT: Z rana miałam bardzo nieprzyjemnie przebiegające pobieranie krwi --> w wyniku mojego stresu za pierwszym razem pielęgniarka w ogóle nic nie mogła pobrać, więc byłam kłuta jeszcze raz, a z powodu mojego prawie-omdleniowego-stanu po całej akcji zostałam zmuszona do zjedzenia jagodzianki ((balon)dzieciństwo), więc po powrocie do domu zrobiłam już sobie tylko herbatkę i przeczekałam do kolejnego posiłku] Za to dzięki O G R O M N E J motywacji po przeczytaniu paru wpisów na blogu pro-perfection (dziewczyna nieźle stawia na nogi, serio) osiągnęłam swój pierwszy sukces i postawiłam sobie za punkt honoru (na dobry początek) do wyjazdu nie zjeść żadnego nieplanowanego posiłku --> TYLKO ZDROWO! Żeby wytrzymać w tym postanowieniu poszukałam sobie na Vitalii kilka ciekawych przepisów, które wydawały mi się w miarę wyważone jak na mój zupełny brak zdolności kucharskich (mysli)...(pomysl) Na pierwszy ogień poszła sola w ziołach (chciałam w końcu dodać do mojego jadłospisu rybę, omega 3, omega 6, no wiecie...) i stuningowałam ją jeszcze trochę dodając CUDNĄ sałatkę "co mam w lodówce, to wykorzystam" (trochę to ironiczne bo zawsze mnie wściekał ten typ robienia sałatek, niby nic nie ma w lodówce a tu nagle w przepisie pojawia się cała masa produktów, które ciężko nawet znaleźć w regularnych sklepach), niestety, bardzo spieszyłam się do lekarza (do którego i tak się trochę spóźniłam, RIP time management) więc nawet sobie nie zapisałam co ja tam właściwie umieściłam (szloch) Od lekarza prosto pojechałam na siłownię, a że spotkałam tam swoją ciocię to dałam się namówić na zajęcia o wdzięcznej nazwie "Fit Bike". Kto będzie czytał może się ze mnie wyśmiać, ale jak pierwszy raz usłyszałam tę nazwę to myślałam, że polegają one na tym że całą godzinkę pedałuje się na takim rowerku z tyłkiem grzecznie przyklejonym do siodełka i tyle. O JA GŁUPIA! Nie wiem nawet jak opisać zmęczenie jakie czułam, cała mokra i odwodniona byłam już chyba po jakichś 5 minutach! (kreci) Trenerka nieźle zasuwała, promieniowała pozytywną energią, i chociaż cały czas się zastanawiałam czy jak zsiądę to odpadną mi nogi to czuję wewnętrznie że chyba w ten przypadkowy sposób odnalazłam miłość swojego życia (#wcale_nie_masochizm(kwiatek) Nic dziwnego że tego dnia nie było wpisu, bo potem jeszcze wymyśliłam, że zafunduję sobie Stretching, ale pomyliłam sale i dowaliłam sobie jeszcze połową treningu z moją regularną Fit-Fabricową żyletą, na której zajęcia zresztą jutro się wybieram :PP:DNa dzień następny miałam już jasno określony plan i postanowiłam kontynuować moją rybną passę (co? (kreci)(smiech)) i według kolejnego Vitaliowego przepisu zrobiłam sobie dla odmiany jajecznicę z ło(so)siem i oliwkami (gwiazdy) Później czekały mnie już tylko same przyjemności bo na 11 byłam umówiona do kosmetyczki (mój Boże, skąd się biorą tacy wspaniali ludzie? (przytul)) która wspaniale zadbała o moją skórę i jeszcze miło pogawędziła ze mną o... zdrowym odżywianiu :p Zresztą sprzedała mi świetny przepis na kaszę jaglaną, który zresztą wykorzystałam na dzisiejsze śniadanko i nie tylko (jak tylko odzyskam możliwość robienia zdjęć to pojawi się ona w tym wpisie) ;) Jak od niej wyszłam (aż o 15!) to popędziłam szybko do domu, żeby znów się spełniać kulinarnie- tym razem w menu zagościły niecodzienne "zielone kotlety" (tak trochę podpuściłam mojego brata, że to kotlety, żałujcie że nie widzieliście jego miny jak jeszcze dodałam, że są zielone:D), które również w moich zakładkach "Ugotowałam to" goszczą :)Dzisiejszy dzień był bardzo przyjemny (ale też troszkę "ulgowy") bo obiadek jadłam sobie z babcią :) Od dawna chciałam ją zaprosić do pysznej naleśnikarni, którą odkryłam razem z koleżankami kiedy poszłam do liceum, a że akurat miała chwilkę czasu to postanowiłyśmy że to będzie właśnie dzisiaj. Jako że chciałam żeby wyszło jak najbardziej dietetycznie (wyzwanie #1: spróbujcie w naleśnikarni pełnej PRZEPYSZNYCH naleśników słodkich wybrać naleśnika najbardziej dietetycznego, wyzwanie #2: spróbujcie tego dokonać, kiedy jecie obiad z babcią :p) to po długich debatach wybrałyśmy na spółkę naleśnika wieloziarnistego z Philadelphią, szpinakiem i pomidorkiem i drugiego ze szpinakiem, pomidorkiem i łososiem :) Powiem krótko: MNIAAAAAM! ;) Na takim relaksowaniu się z babcią upłynął mi cały dzień, udało mi się jeszcze zakupić buty na wyjazd ((puchar)!) i parę kosmetycznych drobiazgów. Reasumując- jestem niesamowicie z siebie zadowolona, także czuję już że ten tydzień ma szansę być moim przełomowym Fit Pride Week:D