Zdecydowałam się na osobiste samobójstwo. Nie wiem czemu, ale taka banalna rzecz jak wyjście do restauracji z J. (nowa kumpela) wzbudziło we mnie tyle emocji (jakich? Nie potrafię określić), że denerwowałam się pół nocy i ledwo spałam. Umówiłyśmy się na sobotni obiad na starym mieście. Potem miałyśmy iść nad Wisłę na spacer i spotkać się z M. u niej w akademiku. Dzień wcześniej zaplanowałyśmy, ze obiad zjemy w "Prowansji". Ogarnęłam menu i dokładni przemyślałam co zjem-pomidorowa i do tego bukiet gotowanych warzyw ewentualnie warzywa zapiekane ale bez sosu serowego. Jednak całkowicie przypadkiem trafiłyśmy do "Metropolis" i to co tam przeżyłam wzbudziło we mnie napad pewne paniki. Zamówiłam pomidorową z płatkami migdałowymi i pieczone buraczki z serkiem wiejskim, rukolą, migdałami i chlebkiem naan.To co dostałam mijało się z moją wizją tych dań. Pomidorowa była chyba raczej pastą pomidorową na bazie jakiegoś sera-chyba mascarpone bo czułam go bardzo dokładnie, do tego zabielony śmietaną. Buraczki były chłodne-chociaż to najmniejszy problem- i dosłownie pływały w oliwie. Rukola była od niej cała mokra. Nie dałam rady. Odłożyłam ją na brzeg talerza. Kremu tez musiałam zostawić. Szczególnie część ze śmietaną. J. zamówiła makaron ze szpinakiem i łososiem. Też jej nie podszedł. Mam nadzieję, że chociaż nie dałam wykryć swojego strachu. Starałam się śmiać, ale cały czas czulam jak trzęsie mi się ręka.Wciąż miałam w głowie- Jejku jakie to est okropnie tłuste. Żeby uniknąć takiej sytuacji starałam się wybrać to, co wydawało się "bezpieczną alternatywą" i jak zwykle to okazało się zgubne. Przeszło godzinny spacer po posiłku trochę mi pomógł. Uspokoiłam myśli, ale skutkiem tego chyba zwichnęłam kostkę, bo do M. ledwo doszłam.
Yamisa
13 października 2015, 12:41Oj też przez to przechodziłam i w sumie rozumiem Cię... Mam nadzieję, że będzie wszystko w porządku i nadejdzie czas, że będziesz odczuwać zawsze radość patrząc na jedzenie :) W każdym razie trzymam kciuki za Ciebie :)
Hiroki
11 października 2015, 15:39Co za obrzydlistwo :/ Pamiętam, jakiś czas temu byłam w restauracji - ktoś za mnie wybrał i zapłacił, nieuprzejmie byłoby odmówić... Ale jak zobaczyłam tego cieknącego tłuszczem kurczaka to się dosłownie popłakałam. Jedzenie na mieście to ZUUOOOO
flaviadeluce
11 października 2015, 22:30zależy jeszcze gdzie. Jakiś czas temu byłam z rodzicami "U flisaka" i dania były smaczne-dobrze doprawione z dużą ilością ziół, aż pachniało, i do tego ładnie podane
kawonanit
11 października 2015, 10:55Fakt faktem, że nad postrzeganiem jedzenia oraz siebie musisz jeszcze popracować, ale to Twoje zamówienie wygląda szalenie nieapetycznie.....Przykro się czyta o Twoich zmaganiach :( To ogromny problem, którego nie jestem w stanie ogarnąć :( Jednak dobrze Ci idzie, trzymam kciuki za jak najszybszy sukces!! :)
flaviadeluce
11 października 2015, 22:31jakość zdjęć też nie najlepsza.
laauraa
11 października 2015, 07:59Pamiętam jak kiedyś przeżywałam to samo.. Z karty nie wybierałam tego na co miałam ochotę, a to co wydawało się "najbezpieczniejsze". I tak jak piszesz w rezultacie później żałowałam bo i tak było kalorycznie, a mniej smacznie. Poza tym ciężko było się skupić na rozmowie gdy w głowie tylko jedne myśli.. Straszne czasy. Ale w Twoim przypadku i tak dobrze, że wyszłaś! Zupa naprawdę wygląda na tłustą. tylko Ty jesteś tak chudziutka, że Twój organizm może tych tłuszczy potrzebować. A od jednego razu nigdy się nie tyje :( wyjdź z tego, życie jest lepsze chociaż teraz może się wydawać, że nie ma sensu :(
flaviadeluce
11 października 2015, 22:33Wiesz, z każdym dniem mam więcej świadomości że tracę życie, ale jakoś nie mogę znaleźć siły by 'zmienić szlak" i ide dalej