Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 136877
Komentarzy: 2383
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 17 stycznia 2025

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.10 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 stycznia 2025 , Komentarze (8)

Urząd Pracy nagrał mi rozmowę. Jestem szczerze zaskoczona, nie sądziłam, że będzie tak aktywnie pośredniczył 😅 osobiście się nie napalam, chociaż oczywiście zamierzam dobrze się zaprezentować. Jest to praca biurowa w odległości 3 km od miejsca zamieszkania, ale w branży totalnie mi obcej. Zobaczymy jak zareagują na potrzebne mi dni wolne w lutym... W ogóle zobaczymy jak to się poukłada. Sama zamierzałam podjąć pracę w jakimś magazynie dopiero w marcu. Zależy mi na elastycznym grafiku ze względu na sprawy lekarzowe, ale mam też nadzieję, że już wkrótce będę miała większą kontrolę nad częstotliwością i terminami wizyt.

Ale gdyby się udało to co się nagrało, widzę w tym wielki potencjał dla całej reszty. Jestem osobą, która świetnie sobie radzi w rutynie, natomiast jak mam dużo czasu wolnego odkładam wiele rzeczy na później. Sztywny grafik narzuci mi planowanie posiłków, a fakt, że miałabym tak blisko nie sparaliżuje innych powinności przez poczucie braku czasu.

Chociaż i tak jest całkiem dobrze. Codziennie wychodzę na wieczorne spacery, realizuję większość założeń nawykowych w domu, z menu jestem zadowolona. Zaczęłam dobrze sypiać. Może to być zasługa podjętych wcześniej kroków plus rezygnacja z kawy/herbaty, albo tak mi się aktualnie układa. Moje problemy z zasypianiem trwają już długo, ale nie jest to stan ciągły. Potrafię przez miesiąc zasypiać bez problemu, a potem cykl kilku nocy i "witaj świecie, nie zamierzam dzisiaj spać". Nie chcę zapeszać, ale cieszę się chwilą.

11 stycznia 2025 , Komentarze (22)

Jestem ciekawa co ta fraza oznacza dla Was?

Zauważyłam, że jak łapie mnie ochota na słodycze staję przed półką i tak właściwie nic mnie pociąga, więc biorę kilka różnych rzeczy, jem wszystko i jestem rozczarowana, że to jednak nie to 😅 sytuacja się upraszcza, gdy ochota dotyczy konkretnego batonika, bo biorę tylko to w ilości jednej sztuki i ochota zaspokojona.

Postanowiłam, że przy takiej niesprecyzowanej ochocie będę sięgać po suszone daktyle lub morwę białą. Słodkie to w pierniki, więc jak mam polować w wafelki, draże, czy czekoladę, równie dobrze mogę się zasłodzić czymś rozsądniejszym. A jak przyjdzie ochota na chałwę, to cóż, będzie chałwa 😆

Ale właśnie jak to bywa u Was? Zawsze miewacie ochotę na coś konkretnego, czy raczej jak ja? Coś by się zjadło, ale nie wiem co, więc nawtykam się byle czym 😅 A może miewacie na tyle sprecyzowaną ochotę na kilka rzeczy, że nie umiecie wybrać tej jednej?

A jakby ktoś był ciekawy jak poszło odstawienie kawy to chyba już po wszystkim 😂 nie piję i obserwuję, czy było warto 😄

7 stycznia 2025 , Komentarze (23)

Powiem Wam jest strasznie. Już prawie tydzień, a jakoś nie zapowiada się, żeby było lepiej 😅 Alkohol rzuciłam z dnia na dzień bez większych emocji i przygód, a kawa funduje mi prawdziwy rollercoaster 🙈

Pomysł na odstawienie pobudzaczy kiełkował we mnie już od dawna. Kłopoty z zasypianiem dręczą mnie od dawna. Dużo czytam na ten temat i próbuje obrać prawidłowy kierunek. Najpierw miałam nadzieję, że wystarczy ograniczyć kawę, herbatę i cukier do pierwszej połowy dnia, żeby to wszystko z organizmu do nocy sobie zeszło. Doszłam do momentu, gdzie stwierdzam, że spać lubię bardziej, niż pić pyszną, cieplutką, aromatyczną kawkę...heh, smuteczek.

No, ale to co się dzieje to niezła komedia. Przeogromny ból głowy, rozdrażnienie, brak skupienia...to tak jakbym miała jakiekolwiek wątpliwości, że za tą przyjemnością zaczaiło się uzależnienie. Czuję się jakaś taka zdradzona przez tą kawę 😅

No dobra, trwam w tym dalej. Przecież w końcu to wszystko przejdzie, prawda?

4 stycznia 2025 , Komentarze (4)

Pytanie zasadnicze – czy udało mi się ugruntować jakieś nawyki w ciągu tych 100 dni? Gdy zorientowałam się, że zaraz stuknie setka po urodzinach w pierwszym odruchu pomyślałam „odliczanie dla odliczania”, ale, ale! Czy na pewno? Zaczęłam rozkładać wszystko na czynniki pierwsze i analizować. Co mi wyszło? Że jestem mistrzem małych kroków!

Okazuje się, że kluczem do sukcesu jest ustawienie absolutnego minimum. I to minimum jest lekko żenujące, chyba właśnie po to, żeby nie mieć solidnych wymówek, żeby wszystko rzucić w diabły, bo wiecznie „coś” i plany jak zwykle przerastają możliwości. Przy absolutnym minimum łatwo utrzymać względne zadowolenie z siebie. Nie ma wiecznego rozczarowania i samobiczowania się, bo znowu się dało ciała. No i rzecz chyba najfajniejsza – dosyć łatwo jest również zrobić coś ponad plan i ta duma z siebie jest mega podbudowująca. Takiego zadowolenia z siebie nie daje chyba nic!

Niedawno usłyszałam też, że robiąc dalekosiężne plany, mimo tego, że na ich realizację zazwyczaj dajemy sobie wiele miesięcy musimy pamiętać, że to już będzie robiła nasza przyszła wersja. Nie ta, która z optymizmem i motywacją siedzi wypoczęta nad kartką papieru, przy zapalonej świeczce i kubku pysznej herbaty… Tylko ta zmęczona codziennością, rozczarowana ludźmi, może nawet w nie najlepszym zdrowiu… I ja się pod tym podpisuję każdą kończyną! Te sto dni dało mi fajny pogląd, że małe coś może podbudować jak duży sukces. Mimo, że samo w sobie nim nie jest, to jest solidną cegiełką tworzącą jego podwaliny.

Kolejne sto dni będzie pod większą kontrolą. Tabelka, która stopniowo nabierała kształtu i przygotowałam ją sobie na grudzień leżała odłogiem, bo byłaby cała na czerwono… Najpierw pobyt w szpitalu. I chociaż najkrótszy z dotychczasowych to jakiś taki najbardziej deprymujący. No i skutki pewnych badań odczuwałam jeszcze na długo po powrocie do domu. Mimo tego trzymałam się diety przeciwzapalnej i nie podjadania między posiłkami. Kalorie wydaje mi się, że są spoko. Utwierdzam się w przekonaniu, że praca nad zwiększeniem aktywności opłaci mi się bardziej, niż zabawa z ważeniem produktów i niedojadaniem. W tabelce wyszczególnione mam „głupotki”, takie szczególiki dnia codziennego, które chciałabym, żeby w końcu weszły w nawyk. Na chwilę obecną śmiało mogę powiedzieć, że mimo „przesiedzianego” grudnia był to czas na plus, a do listy rzeczy do zrobienia mogę dodać nowe elementy, ponieważ poprzednie wpisały się już w rutynę.

14 grudnia 2024 , Komentarze (14)

Jaka to ulga po rozsupłaniu gęby 😀 jaka wolność! Obiektywnie miałam sporo szwów w jamie ustnej, ale te po wewnętrznej stronie wargi zdecydowanie plasuje się na pierwszym miejscu dyskomfortu...

Ten tydzień przyniósł ciekawą refleksję. Odnosząc się do bardzo popularnego zalecenia dotyczącego spożywania posiłków - w skupieniu, powoli, dokładnie przeżuwając - które ma na celu wyłapanie momentu sytości, a co za tym idzie nieprzejadania się. Cóż...nie od dziś wiadomo, że jestem inna 😂 zmuszona do brania drobnych kęsów i powolnego memlania stwierdzam, że jedząc w ten sposób mój żołądek zmienia się w worek bez dna 😅 mogę jeść i jeść, i jeść. Nie dla mnie ta droga. Tzn wiecie, nie neguję metody jako takiej, tylko zauważam, że jak wszystko, nie każdemu się sprawdzi 😉

Święta w tym roku raczej we dwoje. Poza oczywistymi minusami sytuacji plus jest taki, że od niedawna jemy w domu raczej low FODMAP (mąż w końcu dojrzał, żeby dowiedzieć się co mu szkodzi na jelita) i nie wybijemy się z rytmu. Ja bym mogła jeszcze zacząć liczyć, żeby wbić się w końcu w stały deficyt. I naprawdę zamierzam! 😆

Wiem, że wiele z Was w tym okresie najchętniej zapadłaby w sen zimowy, a ja w końcu żyję. Tzn jest mi upierdliwe zimno, ale cała reszta sprzyja wszystkiemu. Zatem działam i mam się coraz lepiej. Ale coś ciężko wbić się w świąteczny nastrój w tym roku. Też tak macie?

6 grudnia 2024 , Komentarze (9)

Wróciłam do domu. Wywiązałam się z wszystkich zaleceń z ostatniego roku. Więcej w temacie się nie babram. Jestem głęboko rozczarowana, że nie dotarliśmy do przyczyn przebytego zatoru. Chciałabym wiedzieć, tak zwyczajnie mieć świadomość co mnie może sabotować, żeby nie władować się znowu w sytuację, która może mi tak zagrozić. Nie udało się mimo ogromnego wysiłku wielu ludzi. Zamiast tego potrafię nazwać coś, co mi doskwiera od dziecka i już dawno nauczyłam się z tym żyć. Fakt, uwrażliwili mnie na regularną profilaktykę, bo choroba lubi się galopnąć w kierunku chłoniaków. Ale tak poza tym? Nowe leki, żeby trzymać wszystko w ryzach. Dodatkowi specjaliści do regularnego odwiedzania...

Zaczynam życie z diagnozą syndromu Sjogrena i zespołu nakładania się (w kierunku twardziny). Ze zdziwieniem stwierdzam, że nie wzbudza to we mnie jakiś większych emocji.

Za to wczorajsza biopsja ślinianki była szalenie emocjonująca. Miałam wizję grubej igły, która błyskawicznie pobierze materiał z dolnej wargi. Okazuje się, że igła służyła tylko do znieczulenia 😅 Jak zobaczyłam skalpel w rękach lekarza, wizja szybkiego przebiegu spraw poszła się paść 😬 małe nacięcie po wewnętrznej stronie ust, materiał wyszarpnięty przy użyciu zakrzywionej pęsety. No i kilka szwów kończących sprawę, plus kilka gratisowych przypadkowych uszczypnięć... Warga jak po botoksie 😂 zreaktywowało to traumę po usuwaniu cysty z żuchwy. Tam rana była głębsza i dłuższa, ale uczuć w paszczy bardzo podobny. I tak samo jak wtedy, odżywianie oparte na papkach, drobnych kęsach i memlaniu. Dzisiaj już tak bardzo nie boli, ale wiem, że najbliższe dni będą...nieprzyjemne.

Kolejne wpisy będą już ukierunkowane na jedzonko i odchudzanie (tak, w końcu wchodzę na redukcję, już mi nikt nie zabrania, peszek 🤣). Pewnie zdarzy mi się pomarudzić na jakiegoś lekarza, jak mnie mocno rozemocjonuje, ale tak generalnie, obiecuję nie rozwodzić się więcej nad tematem chorób układowych tkanki łącznej 😄

2 grudnia 2024 , Komentarze (14)

Słowni są, ściągnęli mnie jak obiecywali po trzech miesiącach niemal co do dnia. Plan gry jeszcze nie ustalony do końca. Na pewno trzy badania, mam nadzieję przeforsować jeszcze dwa. 

Ale i tak zastanawiam się co ja tutaj robię? Na co mi to całe drążenie jak już się okazało, że odpowiedzi na najważniejsze pytanie i tak nie dostanę... 

Z pozytywów - ten pobyt na oddziale był moim największym hamulcowym ostatniego roku. Jak wyjdę nie muszę się już oglądać na te wrażliwe sytuacje.

Szpitalna dietka - może preludium do czegoś? 😆 Szkoda tylko tej mojej magicznej tabelki co miała ruszyć w tym tygodniu 😂

25 listopada 2024 , Komentarze (10)

Chciałam ponownie uruchomić samobiczowanie, że to już dwa miesiące odliczania i nic nie zdziałam, ale przecież nie, nie prawda 😁 chociaż ciągle uważam, że tygodnie zrobiły się dziwnie krótkie, ćwiczenia nie są w kategorii rzeczy do wdrożenia, a powoli i całkiem systematycznie się dzieją. Duży sukces osobisty ☺️ Nie przekłada się to na wagę i samopoczucie. Tutaj zdecydowanie potrzebny jest deficyt. Co do ogólnie pojętej siły fizycznej i mentalnej, zaczynam się godzić z tą wieczną słabością i faktem, że trzeba ciągnąć ten wózek mimo tego.

Malutkie zmiany wprowadzane bardzo powoli. Rozważam zrobienie tabelki z rutyną marzeń. Może konieczność zamalowania kwadracika na zielono zamiast na czerwono przełamie niechęć do tych prozaicznych czynności 😂 przykładowo - bardzo nie lubię sprzątać (swoją drogą, zegarek twierdzi, że spalam wtedy prawie 400 kcal. Jakoś mu nie wierzę 🤣). No ale, nie lubię i bardzo mnie męczy takie cotygodniowe latanie na szmacie. Stąd pomysł, żeby codziennie zadbać o jedno pomieszczenie. Nie zajmie to wiele czasu, nie zdążę się zmahać, a będę miała wieczny porządek 😁  Może pod koniec roku pokażę Wam jej wszystkie punkty. Z przyjemnością też odnotowałam, że coś, co jeszcze niedawno miałam w kategorii do wdrożenia, nie dostanie miejsca w tabelce. Mianowicie przez problemy z zasypianiem postanowiłam wyeliminować kofeinę, teinę i cukier po godzinie 13. Z czystym sumieniem stwierdzam, że to już nawyk. Oby z resztą poszło równie gładko 😄

21 listopada 2024 , Komentarze (3)

Może to już wybrzmiało, ale i tak powtórzę - staram się zbudować codzienny nawyk aktywności innej, niż marsz i rotor. Tzn te rzeczy są obecne w moim życiu, ale ku lepszemu chciałabym, żeby ta półgodzinna gimnastyka wryła się schemat dnia. Zgodnie z realizowanym programem na razie 2 razy w tygodniu wystarczy i tak już się zaczyna robić bardzo fajnie. Swoją drogą, trzeci zestaw ćwiczeń "trening wzmacniający z hantlami" baaardzo przypadł mi do gustu. Cisnę dalej 😁

No, ale dlaczego jestem z siebie taka dumna? Wczoraj miałam stresujący i męczący dzień. Chyba z 5 godzin spędziłam w komunikacji miejskiej głównie w pozycji na sardynkę, upchana pomiędzy innymi nieszczęśnikami. Po powrocie do domu miałam ochotę wpełznąć pod koc, przecież nałaziłam się co nie miara i ogólnie byłam zła i nie w sosie. Zamiast tego zrobiłam wspomniany powyżej trening. Ogarnęłam też kuchnię i łazienkę. Wydajność milion procent 😂

Pewnie myślicie, że jeszcz dodam jakie to było pokrzepiające, poprawiające humor i w ogóle świat nagle zrobił się lepszy. Otóż nie. Nic bardziej mylnego 🤣 Ciągle marzyłam o tym kocu i świętym spokoju, a dzień skończył się łyknięciem tabletki na ból głowy 😅 Jednak zrobiłam to! Przekroczyłam siebie na wiele sposobów i z tego jestem dumna. A dzisiaj nogi bolą jak nie powiem, ale nie wiem czy przez ćwiczenia, czy ciągłe balansowanie w autobusach 🙈

17 listopada 2024 , Komentarze (6)

W tym tygodniu nie wyrobiłam się w tygodniowych założeniach treningowych 😅 zabrakło mi dnia. Mam takie silne postanowienie, że chodzenia i rotorka nie liczę jako trening. Staram się myśleć o tym jak o codzienności dobrej dla krążenia. Ćwiczenia bardziej treningowe podciągam już jako dbanie o siebie na średnim poziomie. Wydajność, wydolność i siła - buduję je niemal od zera i jest to raczej melodia przyszłości, że będę chwaliła się wykonanym treningiem przez duże "t" i pogrubioną czcionką 😉 Tak więc te 2 razy w tygodniu na domowej macie przez pół godziny nie powinno stanowić problemu, prawda? A jednak 😂 

Chociaż o chodzeniu nie myślę treningowo, fakt jest taki, że w tym tygodniu przedreptałam prawie 60 km. I czułam to bardzo. Będąc w domu i myśląc o rozkładaniu maty... czułam niechęć 🤣 wrastający paznokieć u palca lewej stopy plus okres, zdecydowanie podzielały tą niechęć...

Ten problem rozwiązałoby ustawienie tej półgodzinnej gimnastyki na rano. Jednak generuje to inne problemy powodujące niechęć 🤣 no, zobaczymy. Na razie nie jest źle. Mobilizacja jest większa, niż mniejsza, a ośmiodniowy tydzień chyba jeszcze nikomu nie zaszkodził 😆