Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rob35

kobieta, 56 lat, Warszawa

157 cm, 83.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 lutego 2017 , Komentarze (45)

Robiłam dziś porządki w telefonie i postanowiłam się z Wami podzielić fragmentem mojej korespondencji SMS-owej z uczennicą. Przy okazji nauczyłam się robić screenshota, bo na pytanie o to, czy mogę pożyczyć telefon od Ewci, aby zrobić zdjęcie swojemu telefonowi, moja córka popukała się w czoło i wcisnęła odpowiednie dwa guziczki. Już wiem które!

A zatem - tadam! - mój pierwszy screenshot przed Wami:

31 stycznia 2017 , Komentarze (32)

Jem obiad z mężem i Kacprem. Jakoś tak cicho. 

- Kiedyś, synu, taką surówkę z kiszonej kapusty jadło się przez całą zimę. To było główne źródło witamin obok marchwi i jabłek z pomarszczoną skórką. A teraz możesz kupić zimą wszystkie warzywa i owoce, np. pomarańcze za 3 złote - zapodaję small talk.

- Yhym.

- Inna sprawa, że na przykład dziś w Lidlu widziałam cukinię po 20 zł kilo! - rzucam z nadzieją na wywołanie szoku.

- To dużo czy mało? - pyta 49-letni mąż.

- A co to cukinia? - pyta 19-letni syn.

25 stycznia 2017 , Komentarze (19)

Odkąd Magda, córka mojej koleżanki, jest w technikum weterynaryjnym w Piasecznie, uchodzi w za znawcę zwierząt. Odpowiada z dużą cierpliwością na pytania znajomych dzieci: co koń lubi najbardziej, jak rodzą się cielęta, czy małe świnki mają zakręcone ogony. Wszystko to Magda zna z praktyk w gospodarstwach. Ostatnio jednak nie była w stanie odpowiedzieć na pytanie trzyletniej dziewczynki. Nie była w stanie, bo gulgotała ze śmiechu. Podchwytliwe pytanie brzmiało:

- Magda, a jak mrówki srą?

22 stycznia 2017 , Komentarze (20)

Studniówka to masakra dla wychowawcy klasy trzeciej. Inni nauczyciele znikają koło pierwszej i mają z bani. Wychowawca musi trwać na posterunku do czwartej trzydzieści czy piątej, by walczyć z tymi, którzy chcą wyjść "tylko po sweter", czyli pojechać po zaopatrzenie na najbliższą stację benzynową. Najgorsze jest jednak to monotonne "łup, łup, łup" przez 8 godzin bez ustanku. Nie rozumiem dzisiejszej mody na miksowanie wszystkich melodii na jedno kopyto.

Mój kolega germanista wraca sponiewierany po studniówce. Rozchełstany kołnierzyk od białej koszuli, przekrwione oczy, skołowany krok. Wsiada do (pierwszego tego dnia) autobusu i czeka na odjazd. Nagle drzwi od kabiny kierowcy otwierają się z hukiem. Osiłkowaty pracownik MZK ze zdecydowaną miną sunie w kierunku nauczyciela. "Pewnie sądzi, że jestem pijany i zapaskudzę mu autobus" - koledze przebiega przez myśl. Nie ma złudzeń co do swojego rozrywkowego wyglądu. Gotów do ataku, napręża całą godność, na jaką go stać o piątej rano po studniówce.

- Pan chociaż wie, dokąd ten autobus jedzie?! - syczy kierowca jakby ironicznie.

- Wiem - germaniście rośnie ciśnienie, ale wkłada w intonację maksimum dostojeństwa.

- Bo ja nie ...

- Słucham?? Eeeeeee - pedagog jest zdezorientowany.

- No, nie wiem, jak jechać.  Za kolegę jestem... na zastępstwo. Poprowadzi mnie pan, co?

- Aleee ... ale tylko do mojego przystanku.

Tętno powoli opada - ostatnie "łup, łup, łup" studniówkowej nocy.

24 listopada 2016 , Komentarze (21)

Nastał czas szalików. Jest o czym pogadać: eksplozja barw, rozmaitość materii. Nasza koleżanka Zuzanna, kobieta o artystycznej duszy i takimże wyglądzie, opowiada o pięknym szaliku, jaki miała w czasach studenckich. 

- Był ogromny i długi. Lubiłam go sobie zarzucać na ramię, by spływał poetycko na plecach. Któregoś dnia ruch zarzucania wykonałam w naszej małej kuchni, w której na sznurkach suszyło się pranie. Wyszłam z domu i już na przystanku zobaczyłam kątem oka, że jakieś dwie dziunie chichrają za mną. Ale ja nic! Weszłam do autobusu, wcisnęłam nos w książkę i jadę. Jakiś facet puścił do mnie oczko, czego wtedy nie lubiłam. Przeparadowałam więc przez cały autobus do przodu, żeby się odczepił. I dalej czytam. W pewnym momencie czuję, że ktoś stuka mnie w ramię. Bladooka staruszeczka uśmiecha się łagodnie i pyta: "Czy ja dobrze widzę? Czy to, co ma panienka na pleckach, to staniczek?" Szarpnęłam się, by pobić rekord sowy, która obraca głowę o 270 stopni i nie zrywa sobie tętnic. Nie, to nie był staniczek. To był zużyty stanior mojej matki !!! Uciekłam, jak tylko autobus otworzył drzwi.

17 października 2016 , Komentarze (27)

 Rozmawiają dwie uczennice z klasy maturalnej:

- A to "Przedwiośnie" to kto napisał?

- Żeromski.

- A "Ludzi bezdomnych"?

- Też Żeromski.

- O, kurwa!!! To on napisał dwie książki ???!!!

16 października 2016 , Komentarze (24)

Wczoraj byłam na 50-tych urodzinach kolegi. Impreza wielopokoleniowa.

Pokolenie najmłodsze:

- Odsuńcie się trochę, bo chcę wrzucić ten tort na "snapa".

Pokolenie średnie:

- Ale fajne zdjęcie mi wyszło! Zobacz, jaki mam dobry aparat. Wysłać ci przez "whatsappa"?

- A co to takiego?

- Uuuuu, nie żartuj - nie wiesz?! Coś jak "skype", tylko lepszy. Cała Europa przez to gada. Trzeba być na czasie!

Pokolenie najstarsze:

- Jak jesteście tacy na czasie, to powiedzcie mi, jak usunąć znajomą z facebooka.

- A co? Podpadła ci, babciu?

- Wciąż się pojawia, co nie sprawia mi radości.

- Dlaczego?

- Bo umarła.

14 października 2016 , Komentarze (12)

Dziś u mnie w szkole były lekcje, ponieważ w zeszłym tygodniu mieliśmy w piątek nauczycielski wyjazd integracyjny.

Moja koleżanka germanistka, pani po pięćdziesiątce, uczy grupę, do której chodzą uczniowie z dwóch różnych klas maturalnych. Uczniowie z 3D przynieśli kwiaty:

- Z okazji Dnia Nauczyciela chcielibyśmy w imieniu klasy 3D złożyć pani najserdeczniejsze życzenia.

Uczniowie z 3B są trochę zakłopotani, bo niczego nie mają:

- My także chcielibyśmy złożyć pani najserdeczniejsze życzenia z okazji Dnia Nauczyciela - mówi najbardziej elokwentny - ale z braku laku w nagrodę otrzyma pani uścisk ręki prezesa, czyli mojej.

Wyciągnięta ręka prezesa zastyga przed oczyma lekko spłoszonej nauczycielki.

12 października 2016 , Komentarze (23)

Uważajcie! Mam kamienie i nie zawaham się ich użyć ... ... do odchudzania. Jem białe pieczywo, popycham ziemniakami i zagryzam ryżem. Kluchy rano i wieczorem - wkurzająca dieta, zwłaszcza dla osoby, która przez całe życie tonami wcinała owoce, warzywa i mięso, dużo, dużo mięsa. 

Kamieni jest sporo: dwa dwucentymetrowe i kilka małych. Leżą sobie w woreczku żółciowym, czasem spokojnie, a czasem, gdy jestem niegrzeczna, przemieszczają się. I wtedy ląduję na SORze pod przeciwbólową kroplówką. 

Lubię wierzyć, że wszystko, co nas spotyka, jest po coś. Nawet kamica żółciowa. Początkowo było mi żal, że do końca życia nie będę jadła orzechów włoskich, które właśnie zasypują mi ogródek. Ale już potrafię sobie odmówić wielu rzeczy. I chudnę. We wrześniu ubyło mi ze 4 kg. Ależ lekko!

W pracy też lekko: niepełny etacik w jednej szkole, więc można kochać swój zawód z wzajemnością. 

Ponieważ to początek października, uczniowie jeszcze mnie rozczulają. Jeden z nich na pytanie: "Kto w starożytności pisał ody?" odpowiada: "Pewnie Odyseusz.". Drugi spogląda na kartkówkę z treści "Potopu", którą właśnie mu wręczyłam, i jęczy, przeczytawszy jakieś tam polecenie: 

- O rany, to Roch Kowalski zginął?! Jak pani może tak bezdusznie spojlerować?!

Pod koniec roku za takie teksty gryzę, ale póki co łechcą mnie jedwabiście. Trwaj chwilo!

1 maja 2016 , Komentarze (10)

Ostatni tydzień, kiedy mogę zadać swojemu dziecku wymiędlone, wysłużone pytanie: "co tam w szkole?". Ale nie zadaję go, bo Kacper sam z siebie zaczyna opowiadać:

- Wiesz, przydarzyło mi się coś takiego, jak nigdy w życiu. Wracam z kolegami ze szkoły, a tu podchodzi do nas dziewczyna, zupełnie nieznajoma. I pyta mnie, w obecności chłopaków, czy mogę z nią porozmawiać na osobności. Odchodzę z nią na bok, a ona podaje mi czekoladę i życzy, by mi się powiodło i bym dobrze zdał maturę. Biorę czekoladę, a tam na opakowaniu przyklejona kartecznka z jej numerem telefonu.

- Uuuuuuuu, niezły numer ... I co ty na to?

- Podziękowałem za czekoladę i powiedziałem dziewczynie, że jest bardzo odważna. 

- A dalej?

- Dalej nic. Czekoladę zjedliśmy z chłopakami. Dobra była, z orzechami.

- A dziewczyna dobra? 

- W skali szkoły czy ogólnie?

- A jest to jakaś różnica?

- Jest. W skali szkoły - średnia. Dowiedziałem się potem, jak ma na imię.

- Jak?

-  Jakoś tak ...  ...  jakoś na "de".

"Czyżby "desperatka"?" - dopowiadam sobie w myśli.