Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Wielorybka na weekendzie


Dziś rano było znów ciut niżej, i jestem 69, co od 22 listopada oznaczaze schudłam 5,5 kg, w czasie krótszym niż miesiąc  i to mi się podoba.

 Oj ciężkie te weekendy, może nie dla wszystkich, ale dla mnie, na pewno: wszyscy są w domu, oczekują jedzenia, zabierają laptopa, wpadają co chwilę albo czegoś co chwilę chcą, miło, ale z programem jedzenia co taki czas, by nie być głodnym, z ćwiczeniem w spokoju nie ma to nic wspólnego. No i czekoladki na stół, i goście z jedzeniem przynoszonym w ramach podziękowań za coś tam, wielkie ciasta, zwały czekoladek z delegacji, itd., itp. Do tego założyłam ostatnią spódnicę, a tak już za szeroka mocno, trzeba schować, założyć spódnice z poprzedniej wersji talii, by nie było luźno tylko obcisła, w ramach przypominajki i poczucia winy;-) a rozsądnie  w weekendzie zaplanowałam ze nie ma zadnych ćwiczeń. Jeśli nie mogę, nie mam poczucia winy. Jeśli zdarzy się ze mogę - nadrabiam;-)

uuu. No nic, powiedziałam sobie, Wielorybko, cicho i bez histerii, to tylko chwilowa wpadka. I tak nawet jeśli waga jutro Cię nie ucieszy, to diete masz, ćwiczenia masz, Będzie dobrze, już wiem, ze mogę schudnąć, nawet po wpadkach.

Mam cichą nadzieję, ze zanim zobaczę rano wagę, wieczorem jak dzieci wywalę spać, może się uda cichcem tajnie z p. DJ coś pomachać, potruchtać.