Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 7 - czyli prawie spalony obiad


Dziś nareszcie się wyspałam, udało mi się też trafił na nowy odcinek "Wiem co jem na diecie", ale narazie nic szczególnego nowego się nie dowiedziałam.

Popołudniu poszłam na mszę, zdążyłam jedynie na dziecięcą, ale ksiądz wikary miał naprawdę piękne kazanie. Takie w sam raz dla mnie, do mojego poczucia bycia totalnie zagubioną. Ale o tym opowiem kiedy indziej,bo to dłuższa opowieść. Plus jest taki, że do końca zdefiniowałam swoje postanowienie adwentowe "odnaleźć się na nowo jako dziecko Boże".

Potem szybkie zakupy, bo u mnie w domu ciągle się okazuje, że czegoś w lodówce brakuje. 

Po powrocie kawa i tv, takie wyjątkowo leniwe popołudnie. Zanim jednak włączyłam telewizor wstawiłam rybę do piekarnika, o której na szczęście przypomniało się mojej mamie. Mimo to miałam szaleńczy bieg do piekarnika po schodach. Ale to nie koniec, postanowiłam jeszcze ugotować kaszę. Wstawiłam więc wodę i zadowolona wyszłam do pokoju oglądać film, planując że za kilka minut pójdę wrzucić woreczek z kaszą do gotującej się już wody. Oczywiście zapomniałam. Dopiero po chwili moja mama krzątająca się w kuchni krzyczała do mnie "A na co ty tą wodę wstawiłaś". Na zakończenie obie z mamą usiadłyśmy w pokoju, a ja czekałam, aż kasza się ugotuje. I tu znów uratowała mnie moja mama, której przypomniało się o garnku w kuchni, i to w ostatniej chwili, bo już niemal cała woda się wygotowała. Tak, ciężki dzień w kuchni. Chyba zacznę nastawiać sobie budzik w telefonie żeby pamiętać że coś gotuje. Ha ha :D


Moje dzisiejsze menu:

Śniadanie - owsianka na chudym mleku z kiwi - 204 kcal

II śniadanie - 4 mini kiwi i jabłko - 163 kcal

Obiad - krem z buraczków i 2 wafle ryżowe - 207 kcal

Podwieczorek - sok marchwiowo-pomarańczowy i 2 wafle ryżowe z twarożkiem - 255 kcal

Kolacja - sałatka z tuńczykiem i kukurydzą - 150 kcal

W sumie 1000 kcal

I kilka osób mi zarzuciło, że mało jej. Ale po pierwsze - dwa dni diety 1000 kcal jeszcze nikogo nie zabiły, po drugie jem dużo warzyw i owoców, po trzecie - moja mama również jest na diecie (przepisane od dietetyczki) i wcale nie zjada dużo więcej kalorii ode mnie, po czwarte - nie chodzę głodna. Serio, może to dziwnie zabrzmi ale pół litra kremu z buraczków Marwit naprawdę mnie zapchało.