piątek był znowu szalonym dniem bo niestety nie zdążyłam zabezpieczyć obiadu i musiałam improwizować, a dodatkowo utrudniał to fakt, że w piątki nie jem mięsa
ale jakoś dało radę
Ze śniadaniem była kicha - siostra mojego męza która opiekuje się naszym synkiem spóźniła się godzinę... więc jedyne co mi się udało to łyknąć trochę kawy z kostką gorzkiej czekolady
już pracy (spóźniona i zdyszana) zjadłam serek wiejski z papryką, a właściwie paprykę z serkiem wiejskim bo takie były proporcje. Jedyne co udało mi się dostać
W pracy dzień niezwykle radosny bo dostałam małą nagrodę finansową, która miło podreperuje mój budżet znacznie uszczuplony przez Święta. W ramach świętowania wyskoczyłyśmy z szefową na małe zakupy do galerii obok naszej pracy. Wróciłam pełna szczęścia z trzema parami jeansów przecenionych o 50% Dodam tylko że po ciąży niestety nadal mam rozmiar 44 i miałam tylko dwie pary jeansówktóre na mnie pasowały, z czego jedne się niestety przetarły i pękły. Więć bardzo potrzebowałam nowych, ale kupowanie spodni w moim wydaniu przeważnie kończy się mega dołem i brakiem spodni. A tym razem z pół godziny 3 pary!!! :) polecam Mango :) wszystkie są zwężane i bardzo zgrabne, coś w tym stylu
Po powrocie do pracy zjadłam sałatkę zamówioną w naszym cateringu. Średnio smaczna i mocno uboga ale już umierałam z głodu więc było mi wszystko jedno. W międzyczasie wypiłam też sok pomidorowy i jednodniowy marchewkowy.
Wróciłam do domu i w przypływie dobrego nastroju zrobiłam pyszną sałatkę z krewetkami - mniam. Później dopchnęłam jeszcze a'la desem czyli jogurtem naturalnym z kakaem, wyszło całkiem pyszne, choć niezbyt przepisowe, zwłaszcza wieczorem.
I tak zakończył się mój piątkowy, zaskakująco pozytywny dzień.
Ingelaa
6 stycznia 2013, 18:18Fajny prezent posylwestrowy :D i szefową chyba też masz fajną. Wydaje się, że masz pozytywne podejście do życia :)