Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Jak dobrze mi w domku...


  Dwa pierwsze dni po urlopie bardzo pracowite-nogi mi już posłuszeństwa odmawiają,a mózg mi pracuje na pełnych obrotach(wciąż zastanawiam się co jeszcze trzeba zrobić czy o czymś nie zapomniałam jak po kolei zrobić to i owo żeby wszystko miało ręce i nogi.
Na szczęście jutro choć jeden wolny dzień od kieratu ,choć znowu obowiązki domowe czekają,ale to już jest bardziej przyjemne.
Po ostatnich wpadkach poniedziałek zaliczyłam ładnie(no może z dwa plasterki boczku skosztowałam,bo musiałam nową wędlinę wybrać na śniadania i imprezki).
Na dziś miałam nawet naszykowane skrzyneczki z gotową przekąską i sałatką na kolację-niestety nie dałam rady zjeść nawet obiadu o wyznaczonej porze,tylko 2 godziny później musiałam zjeść tylko gotowanego kurczaka bo na przyszykowanie jarzyn brakło czasu.
Do wieczoru starałam się przynajmniej dużo pić,ale i tak zamknęłam się ledwie w 2 litrach/3 zalecane.
W efekcie pewnie zjadłam małe kęsy czegoś żeby ni czuć głodu.
Jednak dużo lepiej wychodzi mi dieta jak jestem w domku.
W pracy z napiętym wciąż czasem nie da się usiąść kilka minut i zjeść w spokoju posiłku.
Muszę jednak dalej się trzymać bo już nie daję rady z tym nadbagażem.