Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
dzień 2
24 maja 2006
napisałbym coś wcześniej, ale opadły mi łapki i podnieść się nie chcą.
Zamiast wczorajszej pizzy zjadłem 3 małe kosteczki ananasa kandyzowanego którego podstępem udało mi się ukraść z kuchni. Robal zrobił pole siłowe i nijak nie dało się przejść.
A dziś obudziła mnie o 6! No przecież jak idziemy na siłownie na 7, to trzeba wcześnie wstać. no to wstaliśmy, zjedliśmy musli i... była 6:20. o 6:45 ruszyliśmy na siłownie, dojechaliśmy po 5 minutach.... i 10 minut czekania... Jakbym kiedyś zabił tego robala kapciem, czy innym szalikiem, to kazdy sąd po takich wyjaśnieniach by mnie uniewinnił.
PAN TRENER dziś pokazał mi nowe maszyny na siłowni, a mój prawie zapomniany kręgosłup przypomniał mi o swoim istnieniu. Po radosnym sturlaniu się z ławeczki z powodu braku mozliwości wstania stwierdziłem, że coś jest nie teges. PAN TRENER też miał dziwna minę.
Nakazał mi uwalić się na wielkiej piłce. Widziałem w telewizorze, że na takich to kobiety ciężarne skaczą, więc się lekko zestresowałem. Na szczęście pozycje miałem inną przyjąć. PAN TRENER zapragnął zapoznac sie z moim kręgosłupem moralnym. W trakcie oględzin, posykiwał i mamrotał coś do siebie. Okazało się, że w wolnych godzinach zajmuje się masowaniem. Wolałem nie wnikać, czy to propozycja...
W każdym razie, powiedział, że uuuu, ale na moim etapie, to nie na siłownie, ale na fizjoterapie się powinienem zapisać. Biorąc pod uwagę 10 lat siedzenia po 12h przed komputerem, ciężko mi byo się z nim sprzeczać. Dał mi namiar na fizjoterapeutów sportowych i szybko uciekłem z siłowni do pracy.
W pracy wciamkałem 2 bułki kajzerki po jakieś 120kcal sztuka do tego 2 jajka po 80 kcal sztuka i sosik majonezikopodobny pewnie po jakieś 300 kcal ;] no może 200.
Potem zerwałem się z pracy i pojechałem na fizjoterapie... wersja zminimalizowana: PAN FIZJO będzie mnie rozciągał. W sumie niegłupie, może wyższy będę... A jak mnie rozciągnie, to albo będzie lepiej, albo bedzie operacja... a jak mnie nie rozciągnie to tez będzie operacja ;] wypasik ;]
jak mi się pogorszy to rezonans magnetyczny i operacyjka albo trumienka. W sumie wtedy powinienem schudnąc? ale to chyba nawet jak na mnie zbyt radykalne.
Wróciłem do domu i ROBAL mi się zawiesił. Właściwie zawiesił się juz rano. Głodna i głodna. I wymyśla, co by zjadła. Zirytowała mnie, pizze niech zje i będzie cicho, co to, jak głodny nie jestem?
No w sumie nie, bo jak przyjechałem to ROBAL zrobił przedwczorajszą pierś w słoikowym sosie z tamtotygodniowymi pieczarkami. Sosik lajtowy, jakieś 60kcal na 100g... i znów mi cholera zostaje ilośc kalorii na PIZZE!!!