oczywiście nie poddałam się. zaliczam sobie 30 min treningu, choć odpadłam 3 minuty przed końcem - wiadomo, czasem człowiek gubił to mordercze tempo, leżał plackiem i modlił się o śmierć .
dzisiaj jestem tickled pink - połaskotana różem, w przenośni i dosłownie . trochę się opaliłam, właśnie na taki świński kolorek (jak to bywa u bladolicych), no i moja bluzka, która wisi na mnie jak plandeka o tym łaskawie przypomina:
jest też inny powód do radości - tak, to na co wszystkie czekamy i czego pragniemy - SPADEK!
może nie jest jakiś spektakularny, ale dla mnie to bardzo dużo. od dwóch miesięcy moja waga nie chciała się zmienić - nie liczę zmian +- 0,5kg. a teraz pokazała 64,4kg.
nie ma lepszej mobilizacji
za chwilę wpis z moją listą nagród, które sobie wręczę w zamian za osiągniecie pewnych celów. to też przyjemna metoda na dodanie sobie sił
hayley1997
2 maja 2012, 19:03też niestety jestem taka bladolica :) Gratuluje spadku !
miska2909
2 maja 2012, 17:27co za bym zrobiła za taką wagę :)