Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
I po urlopie..


Najważniejsze: córeczka pływa. A więc ten cel urlopowy udało się zrealizować. Ponadto dużo biegania, trochę roweru (ale tylko lokalne leśne wycieczki). Dużo moczenia się w basenie - bo w moim przypadku pływania nie było (pilnowanie małej).

 

Ale po koleji.

 

Urlop spędziłem w domu.  W sąsiedniej wiosce jest kryty basen. Mieszkają tam też moi teściowie. Kupiliłem karnet na basen i postanowiłem nauczyć córkę (prawie 7 lat) pływać. Typowy rozkład dnia wyglądał mniej więcej tak: pobudka ok 7 rano. Śniadanie, toaleta, zakupy ("TATA, KLEPU, JA" krzyczał mój dwuletni synek, co miało zaczyć "do sklepu"). Niekoniecznie w tej kolejności - często wychodziliśmy na zakupy głodni i w sklepie synek zjadał bułkę, a w domu dogryzał jakimś dodatkiem. Ok 9-10 żona z dziećmi jechała do teściów. I tutaj były dwa scenariusze: albo jechałem z nimi, z małą prosto na basen i potem wracałem biegiem do domu, albo zostawałem w domu i następnie biegłem do teściów, na basen i powrót z rodzinką samochodem. Do teściów jest jakieś 8 km, trasą nieco bardziej turystyczną  9 km z kawałkiem. Kilka razy odpuściłem sobie bieganie (tak na wszelki wypadek aby się nie przeciążyć), dwa razy zrobiłem dłuższe wybieganie - 15 i 20 km. Dwa razy zamiast biegania pojechałem rowerem, gdzie w jedną stronę jechałem asfaltem, a w drugą wracałem terenem te same 15 km co podczas wybiegania. Był to dość trudny odcinek, na którym było sporo piaszczystych dróżek, wiec 15 km zajmowało mi godzinę i było porównywalne z godzinnym biegiem.

 

W sumie przez dwa tygodnie przebiegłem nieco ponad 100 km (normalnie ok 60 - więc jest sporo wiecej). Na basenie byłem 14 razy, ale w tym przypadku pilnowałem córki. 2x godzinna "ostra jazda terenowa" na rowerze. Jestem ładnie opalony - biegałem w dzień bez koszulki. Czuję się dobrze przygotowany do wrześniowego maratonu we Wrocławiu. Teraz tylko utrzymać formę: 3-4 spokojne biegi tygodniowo, w tym jeden dłuższy(15km-20km).

 

Nie udało mi się zrealizować dłuższej, całodniowej wycieczki rowerowej. Rodzina mnie nie puściła. W zamian odpust,  wizyta w cyrku i na wesołym miasteczku. Dzieci były zachwycone. Nie udało mi się też podciągnąć roboty przy projekcie dla klienta K. Obiecywałem sobie, że na urlopie od C. zrobie coś więcej przy "pobocznym projekcie". Rodzina i lenistwo wygrały. Chyba nawet lepiej. Następny dzień urlopu - 1 września. Trzeba zaprowadzić małą do nowej szkoły. Oby nauka w szkole szła jej rówie dobrze jak nauka pływania.