Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Powódź, czyli jak nie pobiegłem na Śnieżnik...


Czternaście połączeń nieodebranych od mojego ojca. W ciągu półgodziny.
- „Tato, co jest”?
- „W Wilkanowie jest wysoki poziom wody, Mama i Ela panikują – musiałem je zawieźć do Bystrzycy. Dobrze by było abyś tam pojechał.”


No to jadę. Dojeżdżam do B-cy, a tam przestraszone (i zdenerwowane) Mama i Żona. Mieszkanie nie było używane od roku. Kurz, zakręcone media (woda, gaz) i ogólne zapuszczenie. Ela była przestraszona. Choć to może za słabe słowo. Przerażona – to lepsze określenie. Jutro Bieg na Śnieżnik, który miał być zakończeniem pobytu na wakacjach. Ale Ela nie chce nocować w Wilkanowie. Nie chce też nocować w Bystrzycy. W takim wypadku podejmujemy decyzje – wyjeżdżamy. Razem z nami wracają Ola i Tomek z dziećmi. Ola także kilka razy się upewnia, że "da się wyjechać". Da się bez problemów. Tylko, że jest już późne popołudnie. Nie da nam dojechać w sensownym czasie na drugi koniec Polski. A jeszcze trzeba się spakować. Ostatecznie wykonaliśmy akcję „wyjazd awaryjny” i późnym wieczorem dotarliśmy pod Katowice gdzie przenocowaliśmy u rodziny. Ewakuacja Wilkanowa została odwołana, rodzice wrócili wieczorem do domu, ale my byliśmy już ponad 200 km dalej. A sobotnie Mistrzostwa Polski w Biegach Górskich odbyły się. Ale nas już na nich nie było.


A jak było naprawdę z tą powodzią? Dwa dni ciągłego deszczu wypełniły zbiornik retencyjny powyżej Wilkanowa („Zaporę”). Ponieważ nie było pewne jaka będzie pogoda w najbliższych godzinach (w górach to jednak różnie bywa – i najlepsza nawet prognoza jest tylko prognozą) postanowiono prewencyjnie ewakuować cześć wioski (łącznie 35 rodzin). Dodatkowo ostrzeżono całą resztę i nakazano przygotować się do ewentualnej ewakuacji. Ponieważ jednak Wilkanów bardzo ucierpiał od powodzi w 1997 roku – część mieszkańców spanikowała. W tym moja Mama. Informacja o zagrożeniu krążyła po wiosce i zatapiała kolejne miejscowości. W efekcie moja Mama nastraszyła moją Żonę i to bardzo. Najbardziej śmieszący mnie obecnie dialog brzmiał mniej więcej tak:


Żona: Ale jak my wyjedziemy z Bystrzycy skoro Kłodzko zalało i droga jest odcięta!!?
Ja: Ale skąd wiesz, że Kłodzko jest zalane? Skąd ten pomysł?
Ż: Twoja mama tak powiedziała!!!
J: Mamo, skąd wiesz, że Kłodzko jest zalane?
Mama: W 1997 zalało…
J: Ale czy masz jakieś informacje, że teraz Kłodzko jest zalane?
M: Nie, ale przecież może być…


Ale w piątek nie było mi do śmiechu. Tym bardziej, że wszelkie próby uspakajania moich Pań prowadziły do tego, że zbierał mi się gigantyczny opieprz, że chcę ich wszystkich potopić, odciąć od świata, i doprowadzić do katastrofy co najmniej na miarę Titanica.. Deszcz przestał padać, do Wilkanowa dojechał ciężki sprzęt strażacki z Wrocławia, wodę spuszczono z zapory i odzyskano „rezerwę retencyjną”. Ale z informacją „że przecież może być zalane” nie da się dyskutować.. Co do decyzji strażaków o ewakuacji/przygotowaniu do ewakuacji w pełni się zgadzam. Deszcz padał 2 dni – pełna zapora przestała chronić wioskę i po kilku kolejnych godzinach mogła przyjść kolejne, większe opady. Ale brakowało jakiegoś całościowego systemu informowania, co w wiosce zalanej 14 lat wcześniej spowodowało spore zamieszanie.

  • Gerhard1977

    Gerhard1977

    25 lipca 2011, 08:08

    W przypadku zapory na rzeczce Wilczce nie ma takiego problemu. Zapora jest cały czas pusta - chyba, że są opady. Ale ma ograniczoną pojemność - ok 1 mln ton wody. Przy dużych opadach to za mało. Tym razem zapora doskonale spełniła swoją role, ale.. Ale po dwóch dniach deszczu była pełna i NASTĘPNY deszcz poszedłby w całości na wioskę. Prognozy były optymistyczne. Tym niemniej burza i to solidna mogła się zdarzyć w każdej chwil, jak to w górach. A że moje Panie z potencjalnego zagrożenia zrobiły rzeczywiste zalanie kilkunastu miejscowości, to już inna sprawa.

  • mate1

    mate1

    25 lipca 2011, 07:50

    Swoją drogą to mnie ostatnio ciągle zastanawia czemu nie zaczynają spuszczać wody ze zbiorników wcześniej np jak mają prognozy, że będzie padać dłużęj albo zaraz jak zaczyna padać tak profilaktycznie do stanu minimalnego? Jak to jest że zbiorniki retencyjne nie spełniają swojej roli. Ja mam wrażenie, że nikt tego nie kontroluje a jak się zoriętują, że jest już za dużo wody to jest normalnie za późno.