Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Basen zamiast biegania


"Tatusiu miły pójdziesz ze mną na basen?". I jak tu nie pójść, kiedy synek tak pięknie prosi? Żar leje się z nieba, więc prośba jest całkiem zasadna. A młody manipuluje ojcem z dużą wprawą. 

A ja dodatkowo postanowiłem odwiedzać basen rano przed pracą. W efekcie w tym tygodniu (licząc od poniedziałku) byłem na basenie 6x (4x po pół godziny przed pracą - 1km i 2x z dzieciakami). Na bieganie niestety nie starczyło mi już czasu.

W poniedziałek córka posiała na basenie "pasek"  ("zegarek") do otwierania szafek. Jak się nie znajdzie, będziemy 50 złotych stratni  (potrącimy jej z oszczędności komunijnych).

W sobotę wyjazd na rekolekcje rodzinne. Nigdy na czymś takim nie byłem i nie wiem jak się odnajdę. Pocieszające jest, że rekolekcje odbywają się w połowie drogi pomiędzy Krakowem i  Zakopanem. W razie czego wyrwę się w Tatry. A jeżeli da się wytrzymać, to w okolicy też są górki, takie do 1000 metrów, na które na pewno wybiorę się kilka razy. Biorąc pod uwagę, że z przyczyn rodzinnych chcę też na dzień lub dwa wyjechać do rodziców (zostawiając żonę z dziećmi na rekolekcjach) może się okazać, że na rekolekcjach będe "gościem". Zobaczymy. 

Miałem dzisiaj pytanie o plany biegowe na jesień. Zupełnie nie wiem jeszcze gdzie i kiedy wystartuje. Na pewno omijam maratony. Chciałbym popracowac nad szybkością. Przygotowania do Rzeźnika straszliwie mnie "zamuliły" - biegałem długie, trudne odcinki po piasku - zero dynamiki. Tydzień temu przebiegłem dychę w 59 minut - to o 5 minut wolniej niż 2 lata temu. Chciałbym coś z tym zrobić - ale na razie na chęciach się kończy.